Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Tails of Iron – Mysia krucjata

Tails of Iron — opowieść o zemście

Wyobraźmy sobie, że na łąkach przy najbliższym akwenie wodnym dwie nacje, myszy oraz żaby, toczą spór o dominacje. Taki świat wykreowało Odd Bug Studio i rzuciło nas w futro Redgiego — młodego mysiego księcia. Historia jest zaskakująco mroczna, bowiem myszy jak i żaby nie przebierają w środkach. W Tails of Iron zwierzęta dźgają się włóczniami, rozłupują czaszki toporami i nie tylko. My sami jesteśmy świadkami zabójstwa króla będącego naszym ojcem oraz zniszczenia królestwa. Od tamtych wydarzeń przyświecać nam będzie jeden cel — odbudowa imperium i zemsta na płazim władcy — Zielonej Brodawce.

Jednomysia armia

Redgi, choć najmniejszy z rodzeństwa (a ma ich zasadniczo setki), prawie samotnie przedziera się przez chmary przeciwników. Napotyka bardzo odmiennych oponentów. Poza znienawidzonymi żabami zatopimy naszą broń w mozich (komarach), kretach czy czerwiach. W każdej grupie występują różne jednostki. Wśród żab są łucznicy, kilka typów włóczników i tarczownicy. Każdy przeciwnik charakteryzuje się innym zestawem ataków. Walka przypomina trochę soulsy, musimy wykuć na pamięć animacje wrogów i atakować w odpowiednich momentach. Tails of Iron nieco nam w tym pomaga, sygnalizując część ataków przeciwników.  Niektórych lepiej uniknąć, inne da się tylko sparować. Poza tą małą pomocą gra jest niewybaczalna, chwila nieuwagi i budzimy się przy checkpoincie. Oprócz zwykłych przeciwników, w grze napotkamy wielu bossów. Musicie wiedzieć, że żaby podzielone są na klany, które mają swoich przywódców. To właśnie z nimi przyjdzie nam się mierzyć.

Redgi często podnosi oręż oraz pancerz, różniące się statystykami. Możemy więc zakuć się w ciężką zbroję, kosztem szybkości uników, lub być zwinnym jednak papierowym. Do tego dzierżymy tarczę z bronią jednoręczną, broń dwuręczną do rozbijania barykad oraz broń dystansową. Wybór mamy zatem ogromny. Część wyposażenia podniesiemy z przeciwników, część musimy znaleźć sami, a część wykuć w kuźni.

Tails of Iron

Żmudna odbudowa

Naprawa zamku to znaczna część rozgrywki.  Po ukończeniu prologu i pierwszej misji zajmiemy się odbudową mysiej potęgi. Tails of Iron zmusza nas tutaj do grindowania. Żeby naprawić kuchnię czy kuźnię, musimy mieć pieniądze, a te otrzymamy za wykonywanie zadań. Niestety questy najczęściej sprowadzają się do pójścia do konkretnej lokacji i wybicia wrogów. Nie można podjąć dwóch zadań naraz, więc kursować będziemy w miarę często. Kolejnym aspektem, którym Tails of Iron nieco nas spowalnia to odradzający się wrogowie. Poziomy resetują się, a w nich spawny przeciwników, zarośla, które trzeba wyciąć oraz barykady. Jest to nieco denerwujące, gdy rozbijamy po raz czwarty te same deski.

Tails of Iron prezentuje się ślicznie. Oprawa wygląda jak ilustracja z książek, choć nie brakuje brutalnych elementów. Krew osiada na pancerzu i broni, Redgi wykonuje efektowne finishery na wrogach. Poza pierwszym planem Tails of Iron tło prezentuje równie wysoki poziom. Widzimy przemykające żaby, a podczas walki z bossem jego świta przygrywa na bębnach. Na każdym skrawku ekranu coś się dzieje. Odd Bug Studio urozmaiciło również podróż po tych samych lokacjach. Za każdym razem, gdy wykonamy quest, to w danym miejscu ulega ono niewielkiej zmianie. Myszy dzięki naszej pomocy podnoszą się ze zgliszczy, naprawiają swoje domy, wznoszą na nowo mosty, otwierają nam przejścia do nowych poziomów.

Tails of Iron

Tails of Iron jest przyjemne, choć nie do końca przyjazne. Gra bywa momentami trudna i wymaga od nas cierpliwości. Świat wykreowany przez Odd Bug Studio jest ciekawy i żywy. Brakuje mi nieco poszerzenia historii, np. przyczyn konfliktu mysio-żabiego. Fabuła jest tutaj prowadzona na spokojnie. Tytuł przechodzi się wolno, ale nie jest to wada. Gra jest naprawdę warta uwagi i powinno się jej dać szansę. Zwłaszcza jeżeli jesteście fanami tego typu klimatów.