Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Itorah — ludzkość jest plagą, czy zbawieniem?

Człowiek. Najbardziej rozumna istota na planecie, która dzięki swojej bogatej gamie technologii stoi na szczycie łańcucha pokarmowego. Od kiedy tylko ludzie postawili swoją stopę na ziemi, przeszła ona drastyczną zmianę. Wielkie lasy zamieniły się w monumentalne miasta, rzeki przemieniły się w drogi sięgające po horyzont, a jaskinie przeobraziły we wrzące od pracy kopalnie. Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy przedstawiciele homo sapiens nagle zniknęli? Jakby jedyne co po nich pozostało to architekturalne dokonania? Wizja takiej rzeczywistości może wydawać się bardzo abstrakcyjna. Jednak dla Itorah — ostatniej przedstawicielki ludzkiej rasy, takie realia to chleb powszedni. Zacznijmy jednak od początku.

itorah

Z toporkiem przez świat

Naszą wędrówkę w Itorah rozpoczynamy od… bycia napadniętym przez pająki i zawiniętym w kokon. Takie coś nie mogłoby nas jednak powstrzymać. Oswobadzamy się i już mamy opuszczać to obrzydliwe legowisko kiedy do naszych uszu dochodzi pewien głos. Należy on do wyjątkowo wygadanej… siekierki? Staje się on naszym nowym kompanem i jednocześnie bronią, która pozwoli z łatwością przedrzeć się przez zastępy potworów, które staną nam na drodze.

Tuż przy wyjściu z pajęczych katakumb spotykamy pewną puchatą istotę. Nazywa się Ahui i jest poszukiwaczką przygód żyjącą w wiosce nieopodal. Oznajmia nam, że właśnie o nas czytała w starożytnych zapiskach, które tutaj znalazła. Dowiadujemy się, że nasza bohaterka jest najprawdopodobniej ostatnim przedstawicielem rasy ludzkiej.

Nasze duo bohaterów postanawia wyruszyć razem z nią do jej rodzimej osady. Jest ona miejscem, gdzie oprócz zaczerpnięcia oddechu możemy ulepszyć nasze życie, wytrzymałość oraz „fiolki leczące”.

Powstrzymać plagę

Już na samym początku przygody czujemy, że coś jest nie tak. Na każdym kroku widzimy przesłanki, że coś złego dzieje się ze światem. Dostajemy tego potwierdzenie od razu po opuszczeniu wioski. Okazuje się, że ekosystem zżera plaga. Infekuje wszystko, co stanie jej na drodze, nieważne czy są to rośliny, zwierzęta czy… bogowie. Jeśli ktoś jej nie powstrzyma, to wkrótce pochłonie cały świat.

itorah

Niesamowity traf sprawia, że akurat nasza bohaterka ma w sobie moc pochłaniania plagi. Z tego właśnie powodu wysłana zostaje na misję powstrzymania apokalipsy. Musi odnaleźć czterech strażników i zdobyć ich echo (growy odpowiednik duszy), aby otworzyć magiczne przejście prowadzące do źródła plagi. Boscy obrońcy znajdują się w domenach, do których przyporządkowany jest jeden żywioł — kamień, woda, elektryczność i ogień.

Podczas naszej wędrówki zdobędziemy wiele ciekawych umiejętności. Z początkowego zwykłego skoku przejdziemy do etapu, gdzie jeżeli chcemy, możemy nie stawiać nóg na ziemi. Możemy również skakać po ścianach oraz robić wiele innych wygibasów, jak na dobrą platformówkę przystało.

Podłoga to lawa!

Właśnie tak się czułem grając w Itorah. Jestem jednym z tych ludzi, którzy bardzo lubią zdobywać osiągnięcia. Z tego też powodu już po pierwszej godzinie rozgrywki postanowiłem spojrzeć na listę dostępnych trofeów. Moim oczom ukazało się wyzwanie. Twórcy, chcąc zachęcić graczy do speedrunowania umieścili osiągnięcie polegające na ukończeniu gry w czasie krótszym niż 5 oraz 10 godzin. Od tego momentu moje tempo gry diametralnie wzrosło. Nauczyłem się poruszać najszybszym możliwym sposobem i omijałem każdą nieobowiązkową potyczkę. Niestety przez falstart, jaki zaliczyłem, grając bardzo powoli na początku gry, nie udało mi się zmieścić w planowanych 5 godzinach. Uważam jednak, że taki styl rozgrywki wyszedł mi na dobre z wielu powodów.

itorah

Itorah — gdzie walka jest przymusem, a nie przyjemnością

Niechętnie przyznam, że rzeczą, która sprawia mi największą frajdę w grach wideo, jest mordowanie, zabijanie, niszczenie oraz wiele innych synonimów. Dlatego też zwykłem anihilować wszystko, co staje na mojej drodze, nieważne czy to mrówka, czy bestia wielkości budynku. Ba, zdarza mi się nawet, że po skończeniu jakiejś gry wracałem do niej tylko po to, aby powybijać w wymyślny sposób jakichś pachołków.

Z niechęcią przyznaje, że Itorah na tym polu leży i kwiczy. Walka jest bardzo prosta. Możemy atakować w górę, przed siebie, pod siebie oraz na odległość. Nie zrozumcie mnie źle, prostota nie jest niczym złym jeżeli jest dobrze wykonana. Tutaj jednak sprawia, że nie czujemy żadnej satysfakcji ani nie mamy motywacji do walki. Nawet nagrody z pokonanych przeciwników są tak znikome, że jakikolwiek sens ich zabijania znika. Kto wie, może tak naprawdę takie było założenie?

Muzyczna ziemia obiecana

Chciałbym teraz porozmawiać o absolutnie najlepszym elemencie Itorah, który stale napędzał moją chęć do dalszej wędrówki. Mam oczywiście na myśli  oprawę audio. W grze usłyszymy prawie pięćdziesiąt różnych ścieżek dźwiękowych i każda bez wyjątku zapada w pamięć. Muzyka jest tak dobra, że w momencie pisania tej recenzji w tle lecą mi utwory z gry.

Pokuszę się nawet o ryzykowne stwierdzenie. Mam wrażenie, że to nie ścieżka dźwiękowa została stworzona na potrzeby gry, a gra dla ścieżki dźwiękowej. Jest ona TAK dobra.

Niezapomniana przygoda

Itorah jest tytułem, który bardzo mnie zaskoczył. Nie miałem do niego żadnych oczekiwań, a okazał się jedną z najbardziej niezapomnianych przeze mnie gier niezależnych. Posiada naprawdę bogaty i interesujący świat, obfitą gamę barwnych bohaterów oraz, co najważniejsze, arcymistrzowską oprawę dźwiękową. Nie wykluczam nawet opcji powrotu do gry, tylko po to, aby w końcu ukończyć ją w czasie krótszym niż 5 godzin. A uwierzcie mi, praktycznie nigdy mi się to nie zdarza.