Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Eastward — przygoda nie taka na jaką wygląda

Życie górnika nie jest kolorowe. Wstajesz rano i przez większość dnia siedzisz w miejscu, gdzie nie znajdziesz choćby najmniejszego promyka słońca. Co byście jednak powiedzieli, gdybyście nawet po wyjściu z pracy siedzieli pod ziemią? Potcrock Isle, czyli miejsce zamieszkania naszych bohaterów to podziemne miasteczko rządzone przez despotycznego burmistrza. Każdy, kto zajdzie mu za skórę, jest wysyłany Charonem do „piekielnej” powierzchni ziemi, skąd nikt nigdy nie powrócił. Charon to oczywiste nawiązanie do mitologicznego przewoźnika dusz przez Styks. W grze tę rolę pełni złowieszcza maszyna — pociąg. Brzmi ciekawie? To dopiero początek tego co Eastward ma do zaoferowania.

Szczęśliwi wygnańcy

John i Sam to bohaterowie, którymi przyjdzie nam się poruszać. Jeden to kawaler w podeszłym wieku, który poradzi sobie praktycznie ze wszystkim. Drugi to mała urocza dziewczynka, która swoją słodkością potrafi zmiękczyć serce każdego twardziela. Żyją oni sobie spokojnie w starym, nieczynnym już autobusie, który służy im za dom. Nie są spokrewnieni, ale łączy ich bardzo silna więź, podobna do tej rodzicielskiej. Egzystują sobie tak dzień za dniem, aż pewnego dnia zdenerwowany burmistrz wysyła małą Sammy do szkoły. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Jednakże nasza bohaterka ma awanturniczy charakter i gdy widzi kogoś w potrzebie, to musi mu pomóc. Co za tym idzie, pakuje się w niemałe kłopoty. Tutaj z pomocą przychodzi John, który jak prawdziwy bohater wyciąga ją z tarapatów. Niestety jeżeli myślicie, że tutaj problemy się kończą, to jesteście w błędzie. To jest dopiero początek.

Wspomniany już wcześniej burmistrz dowiaduje się o wyczynach naszej zadymiarki i w przypływie wściekłości postanawia wysłać ich do miejsca, skąd nie ma powrotu. Na powierzchnię. W grze jest ona traktowana jak coś okropnego. Wszyscy mieszkańcy Potcrock Isle uważają, że nie da się tam przeżyć i wyobrażają sobie to jako istne piekło. Nie inaczej sprawa ma się z naszymi protagonistami. Wsiadają do diabelskiego pociągu z myślą, że to już ich koniec. Tylko czy aby na pewno?

eastward

Eastward — kraina kolorów i pikseli

Czas oczekiwania zwykle jest nieprzyjemny. Zwłaszcza jeśli oczekuje się makabrycznych widoków i potencjalnej śmierci. Z takimi myślami bohaterowie siedzieli w pociągu, który coraz szybciej pędził do miejsca ich zagłady. Jednak zamiast widoku wprost z koszmaru, naszym protagonistom po czasie ukazała się niebiańska panorama. Zamiast lawy wylewającej się z każdej szczeliny, wszędzie była zapierająca dech zieleń. W miejscu agonicznych jęków słychać było śpiew ptaków i szum wiatru poruszający całym lasem. Wszystko przed ich oczami było dokładnym przeciwieństwem tego czego sobie wyobrażali.

Po wyjściu z pociągu i przemierzeniu kilkudziesięciu kroków ich oczom ukazał się człowiek! Spotkanie istoty ludzkiej w miejscu, gdzie nie powinna się żadna znajdować, było naprawdę zaskakujące. Dawało to nadzieję na spokojną przyszłość. Natrafili oni również na wioskę, w której znajdowała się spora grupka ludzi od lat żyjących na tych terenach. Jak się okazało, nie byli nawet świadomi, że wiele ludzkich żyć toczy się pod ziemią. Mieszkańcy w przypływie życzliwości podarowali naszym bohaterom starą łowiecką chatę na obrzeżach wioski. Rozpoczął się nowy okres w ich życiu, w którym mogą w spokoju egzystować z dala od tyrańskich rządów burmistrza Potcrock Isle. Świeży start na łonie natury pośród poczciwych ludzi to wymarzona sytuacja dla Johna i Sammy. Od teraz wszystko będzie dobrze i nic złego się już nie stanie…

Stało się.

Eastward wygląda bardzo ładnie. Każda lokacja jest kolorowa i ma swój unikalny klimat. Animacje są płynne i przyjazne dla oka. Warto też wspomnieć o oprawie dźwiękowej, która jest naprawdę świetna. Muzyka wpada w ucho, a wszelkie dźwięki pasują jak ulał do tego, co obecnie dzieje na ekranie. Wszystko to składa się na fenomenalnie wyglądającą retro oprawę, która sprawi, że każdy starszy gracz poczuje się tu jak w domu.

Kontrastem do beztroskiej i ciepłej oprawy audiowizualnej jest historia. Jeśli spodziewaliście się po grze jakiejś nic nieważnej infantylnej fabuły to będziecie bardzo zdziwieni. Tytuł eksploruje bardzo mroczne klimaty i dosłownie idzie po trupach. Wszystkie przerażające historie o powierzchni nie są bezpodstawne. Nic tutaj nie jest takie, na jakie początkowo wygląda. Nie zalecam również przywiązywania się do postaci pobocznych, bo możecie być pozostawieni ze złamanym sercem.

Eastward — dziecko Zeldy i Stardew Valley

Ostatnimi czasami mocno zagrywam się w Zeldę. Dlatego też siadając do Eastward nie mogłem nie zauważyć wielu podobieństw. Serca, które odblokowujemy wraz z postępami w fabule? Obecne. Przeróżne potrawy, które w zależności co dodamy, mogą nam przywrócić serca i dodać dodatkowe? Meldują się. Takich przykładów można wymienić jeszcze kilka. Żeby była jasność, to w żadnym wypadku nie jest wada. Taki system po prostu tutaj działa i po wielu godzinach rozgrywki nie wyobrażam sobie czegoś innego.

Każda gra potrzebuje mieć swoją walutę. W Eastward tę rolę pełni sól. Nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że nasi bohaterzy żyli pod ziemią bez dostępu do cywilizacji. Sposobów na jej zdobycie jest kilka. Pierwszą jest podniesienie jej wprost z martwych przeciwników. Jeżeli chcemy zdobyć większe ilości, to zalecam eksplorację obecnie dostępnych terenów i otwieranie wszelkich skrzyń. Oprócz soli znajdziemy w nich kawałki potrzebne do zwiększenia liczby dostępnych serc albo kawałki złomu. Za zdobytą walutę możemy kupić ulepszenia naszych gadżetów, powiększenia plecaka czy jedzenie dla tych, którym nie chce się gotować.

Przywiązanie do detali

Posiadanie jednej gry jest fajne, ale co byście powiedzieli, jakby w niej była jeszcze jedna pełna gra? Tak sytuacja ma się w Eastward. Już na samym początku rozgrywki dowiadujemy się o grze na automaty o nazwie Earth Born. Jest to klasyczny jRPG inspirowany takimi grami jak Dragon Quest, Final Fantasy czy Earth Bound. Nie jest to żadna mało ważna minigierka, tylko pełnoprawny tytuł, w którym jeżeli chcemy, to możemy spędzić wiele godzin. Spotkamy tam wielu nowych towarzyszy, zawalczymy z tonami potworów, a wszystko to, aby na końcu pokonać legendarnego Króla Demonów. Jako ciekawostkę dodam fakt, że gra posiada nawet swoją własną mangę!

Eastward jest tytułem, w którym możemy spędzić spokojnie ponad 40 godzin. Jeżeli postanowimy się zagłębić w Earth Born, to jestem pewien, że jeszcze więcej. Najlepsze jest to, że po prostu chce się tutaj wszystko robić, ponieważ gra jest tak interesująca. Twórcy wykreowali tak ciekawy świat, że gracz chce wycisnąć z niego możliwie jak najwięcej. Dodajmy do tego świetną, nietuzinkową fabułę, fenomenalnych głównych bohaterów i mamy jedną z najlepszych gier tego roku. Osobiście bawiłem się cudownie i jestem pewien, że z Wami będzie podobnie. Polecam.