Obecnie nie mamy zbyt dużo nowych horrorów. Mamy co prawda remake’i tudzież remastery gier takich jak Resident Evil 4 i Dead Space. Jednak brakuje wciąż jakiejś świeżości, nowych IP, które zaskoczą pomysłowością i nowym wymiarem strachu. Ludzie szukają tego nowego doświadczenia, tego uczucia, którego doznali grając pierwszy raz w Silent Hill 2 czy Alien: Isolation. Muszą go szukać w indykach. Czasem znajdują perły, takie jak FAITH lub SIGNALIS. Zdarzają się gry wychodzące poza wymiar pliku wykonalnego na komputerze z pomocą ARGów — przykładowo niedawny mod do Dooma II myhouse.pk3 czy Lethal Omen. Niestety, są to pojedyncze tytuły, zakopane w mule i błocie, jakim jest scena horrorowych gier indie. Jedną garścią tego brudnego mułu jest Suffer The Night, które idealnie ukazuje bolączki gatunku.
Inkrementacja znużenia
Od razu muszę przyznać — gry nie przeszedłem. Choć próbowałem. Pierwsza godzina była w miarę w porządku. Fabuła kręci się wokół postaci Stacey — protagonistki gry oraz gry w grze. Gdy do naszego domu przychodzi antagonista, humanoid o szalenie szerokim uśmiechu, każe zagrać nam w grę na dyskietce 3,5. Wkrótce okazuje się, że gra tekstowa jest wspomnieniem jego poprzedniej ofiary. Kiedy grę przejdziemy, sami trafiamy do lochu, z którego musimy uciec i poznać tajemnicę tego miejsca, które zdaje się nie być umiejscowione w naszej rzeczywistości.
Tu zaczyna się wszechobecna nuda. Krążymy po korytarzach, znajdujemy jakieś nieciekawe audiologi, na końcu ścieżki jest kluczowy przedmiot, który zaprowadzi nas na inną ścieżkę, gdzie znowu będzie audiolog, czasem przeciwnik, do którego musimy strzelać, znajdźki, które odblokowywują więcej audiologów, antagonista się z nas pośmieje… Nużące jak diabli. Fabuła jest zerowa, poza tym, że musimy uciec. Nie mamy żadnej informacji, dlaczego to właśnie Stacey zostaje wtrącona w lochy. Jedyny bodaj ciekawy wątek z tych audiologów jest taki, że gra, której bohaterka stała się częścią, powstała z pomocą ezoterycznego języka programowania. Dla tych, którzy mogą myśleć o języku Brainfuck czy Mornington Crescent — nie chodzi o taki ezoteryczny język. Leviathan jest dosłownie diabelskim językiem, do którego kompilator został stworzony prawdopodobnie przez samego Belzebuba. Idea „przeklętego” języka jest ciekawa, ale wątek jego szatańskiego pochodzenia zalatuje trochę tanią creepypastą z wczesnych lat 2010.
Przecierpiawszy noc i grę
Wszechobecną nudę mógłby poskromić jakieś odczucie strachu u gracza, tak się jednak w Suffer The Night nie dzieje. Napięcia nie ma żadnego. Gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, jakiegokolwiek stwora byśmy nie spotkali. I nie chodzi o to, że jestem uodporniony na straszne gry. Grając w niektóre z powyżej wymienionych tytułów, byłem w stanie je wyłączyć z powodu nieustannie narastającego poczucia niepokoju. W Suffer The Night po prostu napięcia się nie buduje. Kiedy jest ciemny korytarz, wyciągamy jeden z kluczowych przedmiotów i widzimy wszystko. Kiedy jest przeciwnik, to wiemy o tym na dystansie kilkudziesięciu metrów i wystarczy jeden lub dwa wystrzały, by go zabić. Co trzy minuty mamy okazję, by zapisać grę. Poza pierwszym etapem w domu reszta gry to tylko bardzo proste łamigłówki logiczne.
Prawdę mówiąc, przestraszyłem się jeden raz w ciągu dwóch godzin, które zmarnowałem. Gra się na chwilę zacięła zaraz po żmudnym bossie, myślałem, że będzie crash i będę musiał go powtarzać.
Nic dobrego z pożaru domu
Plusem może być oprawa graficzna, ale tylko w pojedynczych miejscach. Zdarzają się w miarę ciekawe lokacje, jak tunel z kolcami po bokach, które zwiastują nadchodzące zagrożenie. Zaraz potem cały nastrój umiera, bo wpadamy do sztampowego, jaskiniowego korytarza, których w grze jest mnóstwo i w których jesteśmy całkowicie bezpieczni. Estetyka późnych lat 80., dumnie prezentowana w materiałach promocyjnych Suffer The Night, też gdzieś się traci zaraz po początku w domu bohaterki. Niby wciąż mamy dyskietki, jednak nie jest to wystarczające, by wzbudzić uczucie nostalgii dla slasherów tamtych lat. Taki zdawał się być zamiar, sądząc po stronie gry na Steamie.
Suffer The Night jest tylko jednym przykładem w morzu, powodzi wręcz słabych horrorów. Horrorów stworzonych z myślą o wypranych z gier do ogrania streamerach czy youtuberach. Toteż dla gracza wymagającego czegoś więcej, niż biednych straszaków i szkieletu fabuły, nic w grze nie ma. A szkoda. Motyw gry tekstowej związanej z jakimiś tragicznymi wydarzeniami kojarzy mi się z krótkim, lecz dużo ciekawszym Untold Stories, które ma zdecydowanie lepszy pomysł na siebie. To przeszło jakoś bez echa w świecie growej grozy, i, znów — a szkoda. Wolałbym, żeby to właśnie takie horrory — pomysłowe, świeże i bez wszechobecnego kitu otrzymywały uwagę, nie znów kolejna pierwszoosobowa gra o typie ze straszną mordą. Bo tym Suffer The Night niestety jest, czegokolwiek więcej nie sposób się doszukać.