Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

ANNO: Mutationem — VA-11 Hall-A spotyka Cyberpunka

Od jakiegoś czasu na rynku gier pojawia się coraz więcej gier w stylu wizualnym nazywanym HD-2D badź 2.5D. Wszystko to za sprawą ogromnego sukcesu Octopath Travelera, który sprzedał się w liczbie kopii przekraczającej dwa i pół miliona. Z tego właśnie powodu w niedalekiej przyszłości do rąk graczy trafią takie gry jak remake Dragon Questa III czy Live A Live. Inne gry bazujące swoją oprawę na pikselach również zdają się czerpać z tego inspirację, dzięki czemu mamy taki tytuł jak ANNO: Mutationem.

ANNO

W stroju bojowym przez miasto

W ANNO: Mutationem wcielimy się w Ann Flores — wyjątkowo zaradną i niebezpieczną kobietę, która stara się odnaleźć swojego zaginionego brata. Cierpi również na nieznaną chorobę, która sprawia, że czasami traci nad sobą kontrolę, przez co w przeszłości zdarzyło jej się kogoś skrzywdzić. Towarzyszyć jej będzie Ayane Misuno — jej najlepsza przyjaciółka będąca znakomitym hakerem.

Chciałbym coś więcej powiedzieć o fabule, ale tak naprawdę nie jestem w stanie. W teorii w tytule cały czas dużo się dzieje, ale praktycznie żadne wydarzenie nie jest ze sobą powiązane. Zostałeś pobity przez gangstera i jego ogromnego robota? Pora rozwikłać przypadek samobójstwa w mieszkaniu obok. Sprawa rozwiązana? Trzeba jechać do innego miasta ulepszyć broń. Oręż wzmocniony? Pora się przebrać i iść do klubu nocnego. Mógłbym wymieniać tak dalej, ale myślę, że już rozumiecie, co mam na myśli. Założenia fabuły są naprawdę obiecujące i napawają optymizmem, ale ich wykonanie oraz ścieżka do niej prowadząca zawodzi.

ANNO

Pikselowy Cyberpunk

Jestem pewien, że pierwsze Wasze skojarzenie po zobaczeniu screenów z gry był Cyberpunk 2077. Futurystyczna panorama pełna neonów w ostatnim czasie nie afiliuje się z niczym innym. Sama gra również jest tego świadoma, ponieważ w świecie ANNO: Mutationem znajdziemy wiele mniej lub bardziej widocznych nawiązań. W grze możemy hakować, modyfikować wiele części naszego uzbrojenia, używać broni palnej, białej… można tak jeszcze długo wymieniać. Brzmi znajomo, prawda?

Świat pomimo wielu „otwartych” terenów jest w rzeczywistości bardzo liniowy i nie ma w nim zbyt wiele do roboty. W grze znajdziemy zadania poboczne, lecz jest ich tak mało, że można je policzyć na palcach. Jednak może to i dobrze, bo nie należą one do szczególnie ciekawych.

Audiowizualny orgazm

Jak już wspomniałem na początku, tytuł jest utrzymany w oprawie, która przełącza się pomiędzy 2D a 3D. Trzeba jej przyznać, że robi to w naprawdę fenomenalny sposób. Podczas rozgrywki po prostu nie mogłem się napatrzeć na to jak świetnie wszystko wygląda. Dawno nie miałem tak wielu momentów „wow” w jakiejś grze. Świat przedstawiony w ANNO: Mutationem wygląda jak z bajki, a fakt, że jest wykonany praktycznie w całości z pikseli, tylko potęguje ten efekt.

Warto również wspomnieć o pewnym smaczku, który szczególnie przypadł mi do gustu. Chodzi mi oczywiście o minigierkę, w której wcielamy się w barmankę niczym Jill z VA-11 Hall-A. Można nawet ja spotkać zaraz obok wyświetlacza z tytułem jej gry. Mała rzecz, a cieszy.

ANNO: Mutationem jest naprawdę intrygującym tytułem. Zachęca swoją fenomenalną oprawą audiowizualnym i cyberpunkowym klimatem, ale nie prezentuje na tyle ciekawej historii, żeby się cały czas dobrze bawić. Dodajmy do tego bardzo nijaki system walki oraz wiele niespójności i mamy ogromny zawód. Tytuł zapowiadał się naprawdę obiecująco, a w ostatecznym rozrachunku mamy coś, o czym każdy zapomni po przejściu — o ile przejdzie.