Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Recenzje

Monster Harvest — co za dużo to niezdrowo

Symulatory życia na farmie przeżywają obecnie renesans. Wszystko dzięki ogromnej popularności znanemu wszystkim Stardew Valley czy wydanym w tamtym roku Animal Crossing: New Horizons. Twórcy gier zdają się na tym korzystać, dostarczając nam lepsze lub gorsze tytuły w farmerskich klimatach. Jeżeli śledzicie premiery gier, to na pewno zauważyliście, że praktycznie każdego miesiąca wychodzi coś, co chociażby minimalnie inspiruje się wyżej wspomnianymi grami. Przykładem może być niedawno wydane Sun Haven czy Monster Harvest, o którym zamierzam Wam dzisiaj opowiedzieć.

monster harvest

Monster Harvest — zbieranie roślin czy zwierząt?

Monster Harvest zaczyna się tak, jak każdy by się tego spodziewał. Dostajemy farmę od naszego wujka naukowca, który jest zbyt zajęty, by się nią zajmować. Jest on tak genialny, że przez jego inwencje wokół początkowo opustoszałej farmy w błyskawicznie szybkim tempie pojawia się miasto. Warto wspomnieć co udało mu się wynaleźć, bo to też ważny element gry. Stworzył on tak zwane planimals, czyli zwierzęta połączone z roślinami.

To właśnie one są tytułowymi potworami. W pewnym sensie są one bardzo podobne do pokemonów, zwłaszcza patrząc na to jak wygląda walka. Dostajemy je łącząc slimy z sadzonkami. Po kilku dniach, jak już nasza roślinka się zmutuje, możemy przeprowadzić potworne żniwa. Mutacji do przeprowadzenia jest według słów twórców aż 72. To jakiego potwora dostaniemy, zależy od kilku czynników — jakiego slima użyjemy, na jakiej roślinie i podczas której pory roku. Gotowe stworzonka będą za nami podążać i służyć jako kompan, dopóki go nie zmienimy lub nie umrze.

Nic nowego

Rozgrywka w Monster Harvest nie zaskoczy Was absolutnie niczym, jeżeli mieliście kiedyś styczność z tego typu grami. Wstajemy rano, podlewamy grządki, zbieramy odpady nagromadzone na podwórku, czasami zrobimy wypad do lochu. Wszystko jest oczywiście zależne od wytrzymałości, która zużywa się z każdą rolniczą czynnością. Zazwyczaj odnawia się ona kolejnego dnia, ale tutaj mamy w tym aspekcie małe urozmaicenie. Gra pozwala zrobić sobie drzemkę, po której budzimy się kiedy jest już ciemno. Nie odnawia to całego paska wytrzymałości, jedynie na tyle, żeby sobie poradzić w lochach jeśli znajdziemy w nich coś wartego uwagi.

System walki z potworami też nie jest niczym wyjątkowym, jeżeli graliście kiedyś w pokemony albo w byle jaką grę turową. Jak możecie zobaczyć na screenie powyżej, jest to wszystko bardzo uproszczone, nie wymaga żadnej taktyki ani uwagi. Nie da się popsuć czegoś tak prostego, prawda? Otóż twórcy udowadniają, że jednak jest to możliwe. Każdy ruch naszego potworka sprawia, że kamera przybliża się na to jak atakuje swojego przeciwnika. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystko dzieje się bardzo szybko i w jednym momencie mamy normalny widok, a w drugim maksymalnie przybliżone piksele, co prowadzi do oczopląsu. Jest to na tyle irytujące, iż sprawiało, że omijałem walkę, kiedy tylko się dało. Jeśli ktoś ma skłonności epileptyczne, to również zalecam trzymać się od tego z daleka.

Nie zachęca również fakt, że po przegranej walce nasz kompan odchodzi do innego świata. Pozwala to nam dostać w przyszłości mocniejszą wersję tego potworka. Zajmuje to jednak dodatkowe kilka dni w świecie gry, co osobiście bardzo demotywowało mnie do wszelkich potyczek.

Surowa pustka

Monster Harvest dostępny jest na komputerach osobistych, PS4, Xbox One oraz Switchu. Tytuł został stworzony przez Maple Powered Games, a wydany dzięki Merge Games. Od 31 sierpnia jest dostępny dla wszystkich graczy w swojej pełnej wersji. Problem jest jednak taki, że nie czuć, żeby to był gotowy produkt. Każdy element rozgrywki wydaje się lekko niedorobiony, surowy i uproszczony. Grze przydałoby się również kilka usprawnień, takich jak naprawa interfejsu w wersji na Switcha. W wielu momentach napisy, podpisy i opisy są napisane tak malutkim druczkiem, że na małym ekranie konsoli Nintendo nie da się ich odczytać. Jest to dla mnie trochę niezrozumiałe, bo nie ma ich tak dużo, żeby musiały być specjalnie skompresowane. Spokojnie jest miejsce, żeby je powiększyć i nie być zmuszonym do używania lupy.

Świat w Potworzym Zbiorze jest obszerny. Jest jednak jednocześnie opustoszały. Na każdym kroku znajdziemy drzewa, krzaki, domy czy inne elementy otoczenia. Nie sprawia to jednak, że jest tam co robić. Z niczym nie da się nawiązać interakcji, jedyne co można to melancholijnie wpatrywać się w powtarzającą się po jakimś czasie florę. Nawet w miasteczku czujemy jakbyśmy byli w jakimś mieście duchów, bo większość domów jest pozamykane, a ilość napotkanych npc można policzyć na palcach jednej ręki.

Na naszej farmie możemy budować budowle, jednak nie mamy żadnego wyboru, w którym miejscu je umieścimy. Wszystko jest odgórnie ustalone przez grę. Bardzo to zabija kreatywność i zmniejsza możliwości spersonalizowania naszego gospodarstwa. Tak samo ma się sytuacja z połacią terenu przeznaczonej do roli. Jest ona wyraźnie wyznaczona, poprzez brak jakiejkolwiek murawy. Bardzo dziwnie to wygląda, kiedy widzimy las pełen różnego rodzaju drzew położonym na jałowej ziemi.

Trójwymiarowe piksele

Rzeczą wartą pochwalenia w grze jest grafika. Nie jest ona jakoś bardzo zaawansowana ani nie prezentuje się powalająco na zdjęciach. Jednak wszystko zmienia się podczas ruchu. Odbywa się on bardzo płynnie i widok jak nagle cały świat pomimo pikselozy staje się trójwymiarowy, potrafi zachwycić. Towarzyszy nam również bardzo przyjemna oraz klimatyczna muzyka. Jestem pewien, że gdyby tytuł spodobał mi się na tyle, żeby pozostać w nim na dłużej, to zrobiłbym wszystko, żeby zdobyć jego ścieżkę dźwiękową. Na szczęście nie mam i nie będę mieć tego problemu.

Konkludując, Monster Harvest to tytuł, który sam nie wie, czym chce być. Posiada on bardzo wiele mechanik zaczerpniętych z innych mniej lub bardziej popularnych tytułów. Niestety żadna z nich nie jest na tyle dopracowana, żeby nazwać ją przyjemną. Nie ma on nic wyjątkowego do zaoferowania, przez co w żaden sposób nie zapada w pamięć. Nie potrafię go również w żaden sposób polecić, bo osobiście nie mogłem się tu ani trochę dobrze bawić.