Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

The Chameleon – zmarnowany potencjał indyka

Skradanka w ładnej, stylizowanej na voxelowe szaleństwo ery PS1 oprawie, z garścią surowych mechanik i wątków nadprzyrodzonych? A do tego hawajska koszula?! Biorę w ciemno! Pomyślałem, po czym bez namysłu zainstalowałem The Chameleon, małą grę niezależną, z którą wiązałem nadzieję miłego spędzenia kilku godzin. Czy zostały one spełnione? Cóż… Nie do końca.

O czym jest The Chameleon?

Zacznijmy od podstaw. Gra stawia na bardzo prosty model skradania, dając graczowi do dyspozycji kilka, odblokowywanych wraz z postępem gry mocy specjalnych. Bohater jest przede wszystkim tytułowym kameleonem. Na krótki czas może on przeistoczyć się w oponenta, aby niezauważenie przekraść się na jego oczach. Dodajmy do tego możliwość nokautowania jednym ciosem — co zużywa energie, która dość wolno się regeneruje, zapobiegając nadużywania mechaniki, a także kilka odblokowywanych w dalszym etapie dodatkowych umiejętności, jak dash pozwalający nam przeteleportować się na krótką odległość — tego użyłem aż 3 razy podczas mojej rozgrywki — czy umiejętność spowalniania czasu. Jest… bardzo minimalistycznie. Gdyby tylko gra wymagała spędzenia z nią więcej niż 3-4 godzin, tak ubogi wachlarz umiejętności szybko by znudził.

Kameleona ukończycie jednak w około 2 godziny, co nie jest wynikiem imponującym. Jednak za tę cenę i fakt, że rozciągnięcie rozgrywki w takiej formie poprzez dodanie większej ilości leveli znużyłoby graczy, jest to całkiem zrozumiała i sensowna decyzja projektowa.

Niestety, ta prostota mechanik przekłada się także na totalny brak wyzwania.

Ułatwiaczy jest tutaj niestety zbyt wiele. Gęsto rozłożone punkty kontrolne, czy respawn, który właściwie za nic nie karze gracza. Bardzo prymitywne AI przeciwników, które w połączeniu z ich ślepotą i mozolnością w poruszaniu się sprawia, że przez te 2 godziny nie doznamy żadnego wyzwania. Pod koniec po prostu przebiegałem całe pomieszczenia, nie patrząc w ogóle na otoczenie. Nie pomaga brak jakichkolwiek aktywności pobocznych, poza zbieraniem małych pojemniczków z energią pozwalających nam dłużej używać supermocy.

A szkoda, naprawdę chciałem, aby The Chameleon okazał się być jedną z tych zakopanych głeboko w odmentach sklepu steama czy itch.io perełek. Niestety gra pozostawia po sobie niedosyt i nie mogę jej wam polecić. Pomimo fajnej stylistyki i pomysłu na siebie, który może nie zwala z nóg, ale na papierze zwiastuje przyjemną zabawę, gra nie broni się samą treścią. Te 2 godziny, jakie w niej spędziłem, były po prostu dość monotonne. Brak pomysłu na poprowadzenie tego w jakiś fajny sposób pokazuje nawet… Gablotka osiągnięć. Pierwsze 2 z ośmiu archivków zdobywamy dosłownie po samym odpaleniu gry — jeden wpada za obejrzenie intra prezentującego narracje. Drugie dostaniemy podczas podnoszenia mocy transformowania się w przeciwnika, co robimy na początku etapu startowego.

Oprawa graficzna jest przyjemna i cieszy oko, chociaż czasami jest aż za ciemno i nie widać po prostu dokąd się zmierza. Muzyka — równie dobrze mogłoby jej nie być. Niestety — nie wyszło. A szkoda, bo potencjał był.