Po raz drugi Eternal Rot rzucił we mnie swoim albumem. Po raz drugi odczułem, że nie obrywam płytą, a raczej zgniłym ochłapem mięsiwa. Okładka Putridarium straszy swoim turpizmem, czarno-biała kolorystyka pokazująca czwórkę ożywieńców w kaplicy, obsceniczna scena idealnie oddaje klimat całej płyty. Wytwórnią pozostał Godz Ov War Productions.
Półgodzinny krążek osadzony został w gatunku doom/death i ciężko nie zgodzić się z tym określeniem. Jeśli polubiliście poprzedni album, to w ciemno możecie już zamawiać CD. Natomiast jeśli nie lubicie tej odmiany metalu, Eternal Rot wręcz obrzyga was.
Putridarium jest przeciwieństwem do złożonych melodii i pomimo swojej zamierzonej ohydnej wręcz prostoty jest genialny w odsłuchu. Cztery kilkuminutowe utwory, nie zaskakują nas technicznymi umiejętnościami, nie ma tu nagłych zmian rytmu czy solówek. Linia melodyczna przywodzi na myśl powolnie rozkładającego się trupa gdzieś w piwnicy. Słowo powolne jest tutaj kluczowe, miarowe tempo i walcowate brzmienie to tyle i aż tyle, co oferuje album. Ciężko wyłapać różnice miedzy kolejnymi utworami, osobiście czułem się jak w młynku do mięsa, który nieubłaganie miel,i wszystko co wpadnie. Kilka prostych riffów składa się w melodię, która zmuszała mnie do kiwania głową i niezastanawianiu co właściwie robię. Równie dobrze mogłem dostać do poćwiartowania świnię i nawet bym tego nie zauważył.
Gutturale obecne na płycie nawet nie starają się być zrozumiałe i zwykle uważam to za minus. Lubię wiedzieć, o czym jest dany utwór, tak tutaj zrozumiały wokal byłby czymś kompletnie niepasującym. Odgłosy, które wydaje wokalista gdzieś z wnętrza jego żołądka, dopełniają mroczny i wulgarny wydźwięk płyty.
Ciężko mi też określić który z utworów najbardziej przypadł mi do gustu, tak jak mówiłem, nie ma tutaj fajerwerków, nagłych zmian tempa. Jednak Descent Into Torment byłby wisienką na tym szkaradnym torcie.