Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Like a Dragon: Infinite Wealth – przygoda w raju

Moja przygoda z serią Yakuza/Like a Dragon (Ryu Ga Gotoku) rozpoczęła się znikąd od kilku memów. Zamieniło się to dość szybko w małe uzależnienie, w krótkim czasie ukończyłem całą sagę Kiryu, od Yakuzy 0 po Yakuzę 6. Pomimo czasem niezbyt przemyślanego scenariusza, zawsze znajdowałem coś co pozwalało mi czerpać radość z gry. Choćby samą postać protagonisty. Jakieś pół roku temu podszedłem w końcu do pierwszej części przygód Ichibana Kasugi – Yakuza 7: Like a Dragon. Szczerze mówiąc odłożyłem grę na bok po kilku rozdziałach. System walki nie przekonał do siebie, fabuła rozkręcała się straszliwie wolno, a nowy protagonista z osobowością golden retrievera oraz jego towarzysze nie zastąpili mi postaci poprzednich części. Z lekką dozą sceptycyzmu, ale i też nadzieją zmiany na lepsze podszedłem do ogrywania najnowszego tytułu Ryu Ga Gotoku StudioLike a Dragon: Infinite Wealth.

Hero of Yokohama

Po wydarzeniach poprzedniej części Ichiban Kasuga poświęcił się pracy w dobrze nam znanym pośredniaku — Hello Work. Stara się pomóc ex-yakuzom znaleźć pracę i swoje miejsce w “nowym” świecie. Mija trochę czasu, życie wydaje się toczyć normalnie, wszyscy bohaterowie Yakuzy 7 toczą normalne, legalne życie. Jednego dnia Ichiban zostaje zwolniony z powodu wideo, w którym to fałszywie oskarżany jest o działalność przestępczą i dalsze powiązania z yakuzą. Jak się okazuje, podobny los spotkał jego przyjaciół. Ten wątek zostaje szybko porzucony jednak przez twórców, gry jeszcze nie ukończyłem, ale po 40 godzinach nawet na moment nie wrócił. Niedługo później Kasuga spotyka starego znajomego, który informuje go o dodatkowych szczegółach z jego dzieciństwa. Oznajmia, że nasz protagonista w praktyce ma pochodzenie w połowie hawajskie i jak się okazuje, jego matka żyje, ma się dobrze i wróciła na rodzinne wyspy po wydarzeniach opisanych w poprzedniej części.

Honolulu City Lights

Ichiban sam wyrusza więc na spotkanie z nigdy nieznaną mu matką na Honolulu. Kasuga, jak to ma w zwyczaju, niedługo po przylocie pakuje się w kłopoty. Już bez większych spoilerów, tyłek (dosłownie) ratuje mu Kiryu, który ma na wyspach własne zadanie do wykonania.

Nie zagłębiając się dalej w szczegóły historii, muszę przyznać, że jest lepiej niż w poprzedniczce. Fabuła rozkręca się dużo szybciej, dynamika pomiędzy stoickim Kiryu i energicznym, łatwowiernym Kasugą jest świetna. W niedługim czasie w trakcie historii dołączają do nas 2 nowe postacie. Obaj towarzysze są naprawdę dobrze napisani, aktorzy głosowi są świetni, nie ma kompletnie na co narzekać.

Jak już mowa o fabule, poruszę od razu kwestie substories. Tutaj nie jest za ciekawie, zdecydowana większość jest nijaka. Spotkałem się już z dwoma takimi które ciągnęły się w nieskończoność, musiałem wracać chyba z 5 razy w to samo miejsce dla 2 minut niezbyt interesującego dialogu. Oczywiście nigdy nie wiadomo, które substorie to zapychacz, a które odblokowuje nam dostęp do czegoś istotnego. Formuła ta jednak w serii istnieje od lat i szkoda, że za wiele się nie zmieniło.

Problemem dla mnie były same dialogi, twórcy sami nie wiedzą, czego chcą. Część dialogów jest zdubbingowana, część nie jest, w trakcie nawet głównej fabuły potrafimy dostać jakiś dłuższy kompletnie niezdubbingowany dialog. Dodatkowo przyczepić się muszę do języków używanych w grze. Hawaje są częścią USA i mogę zrozumieć, że to popularna lokalizacja wśród japońskich turystów, jednak nie wierzę, że co najmniej co druga osoba mówi po japońsku płynnie. Wiemy dobrze, że zarówno Kiryu jak i Ichiban po angielsku są w stanie wymówić tylko kilka słów z utworów śpiewanych na karaoke, więc twórcy stwierdzili, że 80% populacji miasta zna płynnie japoński. Moim zdaniem to po prostu lazy-writing i nie mieli pomysłu jak rozwiązać ten problem, więc go po prostu zignorowali.

Gameplay – dalsze losy systemu jRPG

Przejdę teraz do chyba najważniejszej części, do rozgrywki. Nie ukrywam, że jak tylko ukazały się pierwsze informacje o kontynuowaniu turowego systemu walki, nie byłem zbyt pocieszony. W szczególności, że seria Judgment udowodniła, jak dużo potencjału wciąż ma klasyczny system walki. Całe szczęście Infinite Wealth, ku mojego zaskoczeniu, ostatecznie przekonał do siebie. System walki został sporo usprawniony, dostajemy w walce dużo więcej informacji w stosunku do poprzedniczki. Dodatkowe strzałki informujące o zasięgu umiejętności czy też kierunku knockbacku uprzyjemniają znacznie rozgrywkę. Wszystkie ataki łączone, bonusy z odległości czy też dynamika walki jest zdecydowanie na plus. Szczerze mówiąc czuć wyraźnie, że gramy zgraną drużyną, a nie chaotyczną grupką ludzi spamującą umiejkami co turę.

Przechodząc do dostępnych klas postaci. W ramach wakacyjnego relaksu Ichiban i ekipa doznają kilku objawień, odkrywając nowe sposoby walki. Co zabawne, klasę możemy zmienić również Kiryu. Legendarny Smok Dojimy zamiast swojego klasycznego stylu walki, może tłuc przeciwników deską surfingową czy też biegać w obcisłym stroju Bruce’a Lee. Jednak tutaj błyszczy zdecydowanie jego podstawowa klasa. Kiryu nie zużywając tury może przełączać pomiędzy trzema stylami znanymi z Yakuzy 0/Kiwami — Brawler, Rush i Beast. Wraca również kilka klas z poprzedniej części i oczywiście każda z postaci ma swoją unikatową domyślną klasę. Naprawdę jest w czym wybierać, mnogość kompozycji pozwala dostosować drużynę do każdego stylu rozgrywki. Dodatkowo wraz z poprawianiem relacji z towarzyszami odblokowujemy im miejsca na dziedziczenie umiejętności. Polega to na tym, że możemy dorzucić do listy skilli poznane umiejętności z innych klas, dzięki czemu można stworzyć potężne kombinacje.

Eksploracja i minigierki

Osobny rozdział należy się zdecydowanie aktywności dodatkowej, która jest naprawdę solidnie rozbudowana. Jak zawsze dostajemy do dyspozycji mahjonga, shogi czy też inne znane gry hazardowe. Oczywiście nie mogło zabraknąć karaoke. Obecność Kiryu w drużynie przywraca nam utwory znane z poprzednich części. Kto by pomyślał, że Kiryu z Ichibanem będą razem śpiewać Judgement w hawajskim barze. Z nowości, został masakrycznie rozbudowany system Poke… Znaczy się, Sujimonów. Tym razem nie tylko chcemy skatalogować je wszystkie. Tym razem możemy je łapać, trenować i wystawiać do walki. System jest dość prosty, działa na zasadzie kamień, papier, nożyce, z dodatkowym twistem w postaci zdolności specjalnych. Poki łapiemy w specjalnie wyznaczonych miejscach, a także po walkach z normalnymi przeciwnikami. Cała minigierka ma swoją własną historię i system lig, będący uproszczeniem i parodią gier Nintendo. Nie spędziłem za dużo czasu nad tą częścią rozgrywki, ponieważ moją uwagę przykuło Dondoko Island.

Najlepszy ośrodek na Hawajach

W trakcie interludium głównej fabuły, Ichiban trafia na małą wyspę niedaleko Honolulu. Jak się okazuje, wyspa ta była niegdyś 4 gwiazdkowym ośrodkiem wypoczynkowym. Niestety w wyniku działań grupy przestępczej, została zawalona śmieciami i kompletnie zdewastowana. Kasuga ze swoją energią golden retrievera proponuje przywrócić wyspę do swojej świetności. Wyspę oczyszczamy ze śmieci i przeciwników za pomocą kija baseballowego. Co zaskakujące wszystko odbywa się tutaj w czasie rzeczywistym.

Sama rozgrywka polega na pewnej pętli. Dzień na wyspie upływa nam w czasie rzeczywistym, w trakcie dnia trzeba zająć się gośćmi, zebrać surowce, zrobić codzienne zadania, oczyścić dalsze połacie terenu, rozbudować dalej infrastrukturę. Z czasem odblokuje się jeszcze Dondoko Farm, na której mamy możliwość zatrudniania naszych Sujimonów do kilku różnych prac, trwających od kilku do kilkudziesięciu minut. Początki minigierki są dosyć powolne, bo dnia nie da się przewinąć wcześniej. Jednak z czasem zamienia się to w naprawdę wciągającą, relaksującą zabawę w rozbudowę naszej placówki. Po osiągnięciu 4 gwiazdek odblokowują się funkcje sieciowe, możemy zwiedzać ośrodki innych graczy oraz udostępnić własny.

Infinite Wealth

Dragon Engine – oprawa graficzna

Pomimo wcześniejszych plotek o przejściu na Unreal Engine i wydania remake’u – Like a Dragon: Ishin!, na właśnie tym silniku, studio pozostało jednak przy swoim autorskim silniku. Dragon Engine to silnik graficzny rozwijany od czasów wydania Yakuzy 6. Cechował się przede wszystkim dość słabą optymalizacją, zbugowaną, podkręconą fizyką i koszmarnym antyaliasingiem w pecetowych portach Yakuzy 6 i Kiwami 2. Na szczęście od tamtej pory Ryu Ga Gotoku pracowało w pocie czoła, usprawniając swoje „dziecko” na każdym kroku.

Infinite Wealth

Like a Dragon: Infinite Wealth ma naprawdę niezłą optymalizację. Gra spokojnie trzyma na ultra około 60 – 80 klatek w Full HD bez DLSS, na laptopowym RTX 3060. Przy turowym systemie walki jest to absolutnie wystarczające, żeby cieszyć się wakacjami na Hawajach. Ekrany ładowania nie trwają zbyt długo, a także nie jest ich specjalnie dużo, co jest zdecydowanie na plus.

Infinite Wealth

Przechodząc jednak do oceny oprawy graficznej, szczerze mówiąc, jest strasznie nierówno. Główna fabuła, cutscenki, wyglądają filmowo. Szczegóły skóry postaci, krew, pot i łzy. Wygląda to świetnie, mimika, chociaż trochę przerysowana momentami, jest świetnie widoczna. Deweloperzy w każdej wcześniejszej odsłonie serii przywiązywali dużą wagę do odpowiedniego przedstawienia historii. Tutaj również się nie zawiedziecie. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o świecie gry. Tutaj jest okropnie nierówno. Co dziwne to zależy od części miasta, jakby każdy z regionów był projektowany przez kogoś innego. Plaża, kompleksy hotelowe czy też galeria handlowa wyglądają naprawdę dobrze. Podświetlone baseny wieczorową porą wyglądają świetnie, pomimo braku ray-tracingu.

Infinite Wealth

Nie wszystko jest idealnie w Infinite Wealth

Przyczepić się muszę do tego jak wyglądają ulice, trawniki, niektóre budynki. Tutaj da się dość łatwo natrafić na wyraźnie gorsze tekstury. Najbardziej narzekam na trawniki, które w wielu miejscach są po prostu płaską teksturą, która może nie jest bardzo zła. Jednak wystarczy, że trochę popada, a płaskie trawniki wyglądają jak połyskliwe bagno pierwszego Dark Souls. W innym regionie miasta możemy natrafić na ładną trójwymiarową trawę, która już nie wygląda tak okropnie.

Infinite Wealth

Sporym problemem gry, który ciągnie się od lat istnienia serii są twarze postaci. Poza cutscenkami czy też rozmowami w zbliżeniu pomiędzy głównymi postaciami, twarze wyglądają po prostu źle. NPC, nawet w sidequestach potrafią wyglądać jak ulepieni z plasteliny. Co najgorsze, nasza drużyna też zaczyna wyglądać jakby przesadzili z korektorem do twarzy. Dodatkowo, rozmowy na które możemy trafić w trakcie eksploracji, triggerują dość przeciętną albo czasem nieistniejącą animację twarzy. Jak już dawniej udowodnili moderzy, w grach z serii zawsze istniały 2 modele postaci, do cutscenek i do reszty gry, oczywiście jedne bardziej, drugie mniej szczegółowe. Nie rozumiem, dlaczego przy aktualnej mocy komputerów wciąż jest widoczna ta granica w jakości.

Infinite Wealth

Do oprawy dźwiękowej nie mam za dużo do czepiania się. Już wspomniałem, że jak zawsze aktorzy głosowi odwalili kawał dobrej roboty – przynajmniej ci w języku japońskim. Odgłosy miasta są przyjemne, realistyczne. W sumie z bardziej irytujących rzeczy są często zapętlające się prowokacyjne odzywki rzucane co chwila ze strony grupek przeciwników. Dodatkowo działy się dziwne rzeczy z odgłosami kroków, jakby gra nie wiedziała na jakim podłożu stoimy… Tak czy inaczej to są pierdoły w stosunku do tego co otrzymaliśmy. Poza dużą ilością nowej muzyki, Ichiban ogarnął nareszcie słuchawki. Do dyspozycji dostaliśmy odtwarzacz muzyczny, z którego możemy korzystać w dowolnym momencie trakcie eksploracji. Niestety czego nie rozumiem, na czas walki muzyka jest wyłączana, a sama playlista może się składać z maksymalnie 10 utworów. Jednak poruszanie się po mieście słuchając pełnych wersji utworów z karaoke czy też ścieżki dźwiękowej z innych gier Segi jest bezcenne.

Infinite Wealth

Kontrowersyjne DLC

Muszę o tym wspomnieć. Nigdy nie sądziłem, że seria Yakuza będzie miała problem z wycinaniem zawartości i sprzedawaniem jej jako DLC. Ten czas niestety nadszedł. Już w poprzedniej części przygód Ichibana pojawiły się dodatkowe klasy postaci dostępne w formie DLC. Były też dodane za przesadną cenę utwory karaoke dostępne wyłącznie do odsłuchu czy też dodatkowe stroje. Sega w Infinite Wealth popłynęła jednak z monetyzacją o wiele za daleko. Nowa Gra+ została wycięta z gry, wydana jako DLC w cenie 90 zł. Szczerze mówiąc jak to zobaczyłem to szczęka mi opadła. Każdy fan Yakuzy wie dobrze jak istotne jest New Game+.

Infinite Wealth

Każdą wcześniejszą odsłonę można było ukończyć na poziomach trudności: łatwy, normalny, trudny. Dopiero po ukończeniu fabuły raz, dostawaliśmy dostęp do Nowej Gry+ i legendarnego poziomu trudności. Infinite Wealth nie daje nam w ogóle wybrać poziomu trudności przy normalnym podejściu. Jeśli jednak chciałbym grać dalej, muszę zapłacić. Szczerze takiej formy wydymania graczy nie widziałem od dawna. Mogę jeszcze zrozumieć te płatne boostery postaci, przyspieszacze do Dondoko Island, czy inne rzeczy skracające grind. Chociaż dla mnie są dziwne, bo raczej nikt nie kupi gry z fabułą na 80-100 godzin, żeby potem narzekać na czas gry i kupować takie boostery. Jednak ucinanie zawartości, która w 99% gier jest czymś oczywistym, żeby kazać dopłacać fanom do gry za 300 zł za Nową Grę+… Sega i RGG nie idźcie w tę stronę.

Infinite Wealth

Podsumowanie Like a Dragon: Infinite Wealth

Like a Dragon: Infinite Wealth to produkt solidny. Historia Ichibana i Kiryu została powiązana w naprawdę dobry sposób i myślę, że zadowoli koneserów serii. System walki usprawniono, większość problemów poprzedniczki zniknęło. Niestety nie można tytułu uznać za next gen, chociaż oprawa graficzna jest całkiem przyjemna. Polecam jednak uzbroić się w cierpliwość, główna fabuła może zająć spokojnie 80 godzin. Jeśli dacie się rozproszyć minigierkom i przy każdej wizycie w barze zaśpiewacie z Kiryu Baka Mitai, to gra może zając spokojnie do 200 godzin. Osobiście po pierwszych godzinach nie byłem przekonany, jednak z czasem wciągnąłem się na dobre. Myślę, że pomimo wszystko, warto się próbować przyzwyczaić do walki turowej. Jeśli odbiliście się od poprzedniczki, dajcie szansę Infinite Wealth.