Do Enshrouded podcodziłem z ogromnymi oczekiwaniami. Chociaż fanem gatunku nigdy nie byłem, to czułem się zachęcony, widząc tonę pozytywnych recenzji, szczególnie gdy widziałem zachwyty w graniu w ten tytuł ze znajomymi. Spędziłem więc trochę czasu z tytułem Keen Games GmbH i do teraz nie wiem, co dokładnie mam sądzić o tej produkcji. Zaznaczyć też muszę, że jest to dopiero premiera we wczesnym dostępie, tak więc w przyszłości wiele z elementów może się zmienić. Ze względu na fakt, że tytuł ogrywaliśmy w kooperacji z Kurczakluzem, to w tej recenzji pojawią się również jego wrażenia, tak aby zapewnić wam więcej punktów widzenia.
Enshrouded to kiepski survival
Produkcja studia Keen Games reklamuje się jako gra przetrwania z gatunku RPG i gier akcji. Już na początku zostajemy wrzuceni do ogromnego świata, w którym mamy postawić swój pierwszy Ołtarz Płomienia i zacząć budować swoją bazę. Pierwsze wrażenie jest świetne – surowce zbieramy szybko, a budowanie jest proste. Nigdy nie byłem fanem gier z tego gatunku ze względu na częstą konieczność grindu i z tego powodu podobało mi się podejście w Enshrouded. Nie wiedziałem jednak, że z czasem ten element stanie się największą wadą tej produkcji…
Widzicie, survivale polegają na tym, by dostosowywać się do otaczającego nas świata, a z czasem dostosowywać go do siebie. Przejście tego momentu w tego typu grach jest niezwykle satysfakcjonujące. Uczucie, gdy mamy przed sobą wybudowane przez nas farmy zapewniające nam żywność, z którą mieliśmy problem na początku. Pooznaczanie na mapach najciekawszych miejsc, z których zbieraliśmy surowce czy wyczyszczenie obozów przeciwników by okolica stała się bezpieczniejsza. Sadzenie lasów byśmy się nie wyczerpali z surowców czy schodzenie coraz głębiej w podziemia w poszukiwaniu rud, bo na powierzchni wszystko zostało zebrane. Niczego z tego w Enshrouded nie uświadczycie.
Twórcy z jakiegoś niezrozumiałego powodu zdecydowali się na ciągłe resetowanie się świata. Wykarczowany las po chwili odrośnie, podobnie jak zebrane plony, wykopane rudy czy obozy wyczyszczone z przeciwników. Odnowią się nawet skrzynki zawierające przedmioty, które miałyby nas wynagrodzić za eksplorację. Powoduje to, że nie musimy kompletnie skupiać się na elementach survivalu, ponieważ świat odnawia się na tyle często, że na brak surowców narzekać nigdy nie będziemy.
Eksploracja nadrabia. Częściowo.
To, co trzyma mnie przy Enshrouded to eksploracja. Wykreowany świat jest całkiem ciekawy. Trafiamy do klasycznej fantastycznej krainy Embervale, która upadła z powodu chciwości przodków pragnących magicznej mocy. W wyniku ich aktywności uwolniono zarazę, która pochłonęła stary świat. Wcielamy się w dziecię płomienia, które zostało stworzone tak, by było w stanie przetrwać w magicznej mgle, wysysającej wszelkie życie z okolicy.
Pomysł jest całkiem ciekawy, bo mgła rzeczywiście jest jakimś ogranicznikiem – początkowo przebywać w niej możemy zaledwie pięć minut. Powoduje to, że czasami zapuszczając się w jej głąb, musimy uważać na to, czy na pewno damy radę z niej wrócić. Oczywiście, wszystkie ważne lokacje wymagane do ruszenia dalej progresji świata wymagają od nas kontaktu z mgłą. Niestety, niektóre lokacje przy mgle wymagają dopracowania. Kilka razy zdarzyło się zaklinować w teksturach, przez co umierałem od kontaktu z mgłą. Kolejne powroty po utracone przedmioty często wypadały tak samo. Z czasem nauczyłem się z tym radzić, ale zdecydowanie ucieszyłbym się, jakby zostało to poprawione.
Zagłębiając się w świat, okazuje się, że dostępnych lokacji jest naprawdę sporo. Znajdziemy dużo budowli bestii, które opanowały świat czy też pustkowi, w których możemy się zgubić i nie wiedzieć, w którą stronę musimy się udać by się z mgły wydostać. Przed graczem poukrywane jest też wiele wież czy grobowców, w których czekają na niego ciekawi przeciwnicy, bossowie czy całkiem przyzwoicie zaprojektowane zagadki.
Problemem eksploracji jest to samo, co w przypadku elementów survivalu, czyli reset świata. Z czasem odkrywamy, że nagrody są nam niepotrzebne, bo przedmiotów mamy już tyle, że kolejny epicki łuk jest mi kompletnie zbędny. Mam wrażenie, jakby twórcy, rzucając tak dużą ilość lootu, mieli w planie, że gracze w co-opie będą go sobie podbierać i z tego powodu konieczne było wrzucenie go w takich ilościach.
No właśnie, co-op…
Jak to się mówi — nawet najgorsza gra w co-opie może bawić, jeśli ten został dobrze wykonany. Tutaj jest wręcz przeciwnie — mieliśmy wrażenie, jakby Enshrouded zostało zaprojektowane pod jednego gracza. Początkowo mieliśmy małe problemy z połączeniem się ze sobą, ale może jest to kwestia otwartości sieci po naszej stronie. Jak już się udało, to z początku bawiliśmy się świetnie. Problemów nie było, na synchronizację nie narzekaliśmy. Humory zaczęły się psuć kiedy się rozdzieliliśmy i ja robiłem zadania z głównej progresji świata, a kolega udał się w eksplorację. Wtedy na jaw wyszła druga największa wada Enshrouded, czyli brak wspólnej progresji świata.
Jeżeli ja wykonałem zadanie polegające na pokonaniu bossa danego obszaru i otrzymałem za to punkty doświadczenia, to kolega nie mógł już tego powtórzyć, przynajmniej do momentu resetu stanu świata. To samo dotyczyło wszelkich innych aktywności, które w mniejszym lub większym stopniu wpływały na nasz rozwój. Sprowadzałem do wioski NPCtów, których wątków kolega nawet nie zaczął, więc on przywoływać ich nie mógł, ale nie mógł również ich odblokować, bo te questy już wykonałem.
Co ciekawe, autorzy są świadomi tego problemu, bo nawet opublikowali specjalny wpis tłumaczący tę decyzję. Według nich miało to na celu prowadzenie gry w taki sposób, by wszyscy gracze dołączający do serwera mogli przez cały czas wykonywać swoje zadania, a nie być skazanym na robienie tego, co robi host. Potrafię to zrozumieć, nie uważam zamieszczenia takiej decyzji za błędną, natomiast nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie dostaliśmy opcji włączenia i wyłączenia tego systemu progresji. Enshrouded wspiera grę do 16 osób na jednym serwerze, więc na pewno na tych liczniejszych taki zabieg miałby sens, ale grając w ten tytuł w dwie osoby, uważam, że dużo bardziej przydałaby się wspólna progresja. Ostatecznie straciliśmy więc chęci do dalszej wspólnej gry i udałem się grać samemu. I przyznam, że bawiłem się lepiej.
Elementy RPG w Enshrouded
Pozostała jeszcze jedna ważna do opisania kwestia, czyli wszystkie elementy rozwoju postaci. Tutaj w mojej opinii kryje się największa zaleta tej gry, na której uważam, że twórcy powinni się skupić. Walka jest najzwyczajniej w świecie przyjemna. Serio, jeśli dla jakiegoś powodu mam wdawać się w kolejną walkę z obozem bandytów to dlatego, że zwyczajnie czerpię z tego satysfakcję. Broni jest dużo, podobnie jak umiejętności, które rozwijamy, zdobywając kolejne punkty rozwoju czy to za awanse, czy za eksplorację. Ja poszedłem w walczącego w ukryciu łucznika, potrafiącego też doskoczyć na bliższy dystans z ostrzem. Nic was jednak nie zatrzymuje by pójść w maga ognia walczącego dwuręcznym toporem.
Poziom trudności jest optymalny. Przeciwnicy stanowią wyzwanie, ale z pewnością nie są trudni do pokonania, no, chyba że zmierzycie się z nimi, mając zbyt dużą różnicę poziomów postaci. Jestem jedynie trochę rozczarowany poziomem bossów, którym projektom brakowało trochę kreatywności.
Dużym minusem za to są zadania. Szybko znajdujemy ich sporo i mówiąc szczerze, połowy nie miałem ochoty wykonywać. Udawanie się w dane miejsce by dostać w nagrodę trochę przedmiotów nie ma sensu, bo i tak mam ich wiele. Znów, zwyczajny brak resetu świata w zupełności naprawiłby ten problem.
Porównania z Valheim
Kurczakluz: Na pierwszy rzut oka Enshrouded skojarzyło mi się z Valheim, które ogrywałem na spokojnie jakiś czas temu. Niektóre recenzje użytkowników Steama również porównywały te dwie gry. Rozwiewam jednak pewne wątpliwości. Oba tytuły mają mniej cech wspólnych niż nam się wydaje. Przede wszystkim koncepcja rozgrywki jest zupełnie odmienna. Valheim skupia się na generowanym proceduralnie świecie, ograniczonym lecz naprawdę dużym przeciętym sporymi połaciami oceanu. Jest to gra przede wszystkim eksploracyjna, skupiająca się na wymagających wycieczkach w nieznane bez jakichś większych wskazówek poza położeniem bossów w ramach ogólnego nakierowania.
Enshrouded ma zawszę taką samą mapę, loot oczywiście się różni i inne mniej istotne rzeczy, ale większość rozgrywki będzie dokładnie taka sama. Dodatkowo gra w sumie trzyma nas za rączkę większość czasu, zrób to, idź tam, zabij to, zbuduj tamto. Dziennik zapełniony jest masą rzeczy, a mapa zawalona jest znacznikami. Sama walka czy podejście do poruszania się jest odmienne, Valheim jest dużo wygodniejszy na myszce i klawiaturze, wymaga ciągłego celowania, jest dużo wolniejszy, dużo więcej grindu, a świat opiera się na prawach fizyki (brak lewitujących budowli a upadające drzewo może zabić).
Walka za to jest dość toporna, ale taka miała być. Są rolle, jednak kosztowne, liczy się naprawdę dobre przygotowanie, a każdy atak zużywa niezbyt pokaźny pasek staminy. W Enshrouded gra się w sumie jak w takiego dość biednego soulslike’a, obecne jest autotargetowanie przeciwników, na klawiaturze tytuł ten jest dziwnie niewygodny do grania, rolle zużywają stamine, ale ataki nie co jest dość dziwne, można tak naprawdę mashować przycisk ataku z okazyjnym rollem. Tak naprawdę jedyną cechą wspólną łączącą obie te gry jest system jedzenia, można zjeść maksymalnie 3 różne rodzaje pokarmu dodające jakiś konkretny efekt. W Enshrouded jednak ten system nie jest tak istotny w początkowych fazach gry jak w Valheim.
Stan techniczny
Kurczakluz: Przejdźmy na mały przegląd technikaliów. Valheim zostało stworzone w oparciu o Unity i trzeba przyznać, że jak nie jestem fanem tego silnika to sprawdza się tutaj zaskakująco dobrze. Generacja świata nie powoduje ścinek, a system fizyki obiektów i również rozchodzenia się dymu, w którym można się zaczadzić przez źle zbudowany komin, jest naprawdę niezły. Największą wadą jest mgła ukrywająca generację i dość niski zasięg widzenia. Enshrouded oparte jest o autorski silnik, jak twórcy twierdzą zoptymalizowany specjalnie pod tę grę… No nie nazwał bym go tak, gra nie działa może tragicznie, chyba najlepiej to mogę określić, że działa dziwnie. Mogę zrozumieć większe wymagania czy też mniej FPS-ów z uwagi na spory zasięg widzenia, czy też całkiem szczegółowe modele obiektów. To co jednak się dzieje, te mikro ścinki, dziwne utraty płynności czy odczuwalne opóźnienie, niezależnie od ustawień graficznych, wymaga sporej uwagi od strony deweloperów.
Glockens: Nie jest źle, choć dobrze też nie jest. Nie mam większych problemów z graniem w Enshrouded, jednak momentami odczuwam drobne przycinki, chociaż ilość klatek na sekundę wydaje się być w porządku. Spore przycinki nadchodzą w momencie nadejścia wieczoru i poranka, czyli kiedy pojawiają się duże zmiany w dostępnym świetle, jednak poza tym raczej bywało stabilnie, niestety z nawet częstymi spadkami klatek, które zmusiły mnie do obniżenia ustawień graficznych. Gram na RTX 3060 oraz Ryzenie 5 5600x, a także 16GB RAM i grze zainstalowanej na dysku SSD. Na zalecaną konfigurację powinno więc w spokoju wystarczyć.
Tytuł jest całkiem ładny i towarzyszy mu miły dla ucha soundtrack. Gra zawiera też polskie tłumaczenie, które jest całkiem dobre. Ponarzekać muszę na interfejs, który jest kiepski i mało przyjazny. Brakuje chociażby skrótu do mapy, a przerzucanie przedmiotów między plecakiem a paskiem akcji to koszmar. Od początku kontaktu z tym tytułem miałem wrażenie, jakby Enshrouded było projektowane pod pada.
Enshrouded może być dobre.
Glockens: Tak chyba mogę zakończyć ten tekst. Naprawdę Enshrouded ma przed sobą tonę potencjału. Uważam, że samo usunięcie resetu świata oraz wprowadzenie wspólnej progresji świata byłoby już ogromną zmianą na plus. Walka jest przyjemna, eksploracja całkiem przyjemna, dobrze mi się też budowało. Chciałbym, by twórcy poszli bardziej w stronę walki i eksploracji, bo survival w Enshrouded to zdecydowanie najmniej znaczący element gry. Niekoniecznie uważam to za wadę, wszak na starcie sam przyznałem, że fanem tego typu gier nigdy nie byłem, nie mniej developerzy poszli o krok za daleko i chciałbym, by żywność czy powroty do bazy miały większe znaczenie.
Twórcy ukończyli już podstawowy projekt gry. Teraz jest czas na głos społeczności, która ma nakierować developerów na dalszy rozwój gry. Dojdą też nowe biomy, nowe wyposażenia czy umiejętności. Nie ma jednak żadnych konkretów sugerujących datę premiery. Pozostaje więc czekać i liczyć na to, że autorzy zajmą się wymienionymi przeze mnie problemami. Być może zachęci ich do tego ogromny sukces gry.
Kurczakluz: Jeśli cenicie sobie powolne gry (trochę grindowe), nagradzające dobre przygotowanie, z naprawdę przyjemnym systemem kooperacji do 10 graczy. Wybierzcie Valheim, pomimo upływu 2 lat od premiery grywalność jest dalej szalenie wysoka, a twórcy również nie próżnowali dodając nowy content po trochu. Jeżeli wolicie jednak coś szybszego, mieszającego niemal zeldowe mechaniki z podstawowymi mechanikami surwiwalu i nie przeszkadza wam uszkodzony coop/granie solo to wybierzcie Enshrouded.