Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Cardaclysm — RPG z systemem Hearthstone’a

Jestem pewien, że każdy z Was, jeżeli nie grał, to chociaż słyszał o takich grach jak Hearthstone czy Gwint. Są to karcianki, gdzie walczymy ze sztuczną inteligencją lub z graczami. Wykładamy losowo wybrane karty z naszych wcześniej zrobionych talii i od tego jak dobrze jest ona ułożona, zależy wynik naszej potyczki. Oczywiście umiejętności to nie wszystko, ważne też jest spora dawka szczęścia. Może być tak, że wszystkie karty, jakie dostaniemy na start partii, nie będą nam pasować i współgrać ze sobą. Wtedy jedyne, na co możemy liczyć, to to, że nasz oponent ma jeszcze gorszą sytuację. Jest to system bardzo prosty, jednak z połączeniem z wieloma mechanikami i ogromem różnych kart daje mnóstwo zabawy. Co jednak by się stało, gdybyśmy wzięli ten system i wrzucili go do gry z elementami RPG? Otóż tym właśnie jest omawiany przeze mnie dzisiaj Cardaclysm.

cardaclysm

 

Magiczna armia

Cardaclysm pozwala nam wcielić się w maga. Posiada on swoją karcianą armię, która posiada zawsze czternaście jednostek. To jak ona będzie wyglądać, zależy tylko od nas i od kart, które dostaniemy. Nasze papierowe potworki dostajemy ze skrzynek otrzymywanych po każdej walce. Będzie ich naprawdę sporo, bo na adwersarzy napotkamy się na każdym kroku. Jeżeli posiadamy podwójną kopię jakiejś karty, to możemy ją ulepszyć w jedną potężną jednostkę. Niektóre mają dwie, a nawet trzy formy. Oczywiście oprócz zwiększenia ich siły, wzrasta również koszt ich wyłożenia.

Ilość waluty, którą wykorzystujemy do wystawiania jednostek na planszę, jest zwiększana podczas eksploracji każdej z map. Oprócz tego możemy znaleźć różne wzmocnienia, które będą aktywne przez następną potyczkę. Może być to zwiększone życie naszych podopiecznych, zmniejszony koszt wystawienia czy spotęgowana wartość ataku. Przydatne są również części uzbrojenia znajdowane na naszej drodze. Pozwalają one stale podwyższyć wiele statystyk naszych żołnierzy.

Cardaclysm jest zbyt łatwe

Nie chce się przechwalać, ale mam niejakie doświadczenie w popularnych karciankach. Uwielbiam moment, gdy twoja starannie ułożona talia potrafi w zjawiskowy sposób zniszczyć przeciwnika. Nic tak nie cieszy jak satysfakcjonujące zwycięstwo z poprawnym wykorzystaniem wszystkich dostępnych w grze mechanik. Liczyłem, że to samo będę mógł powiedzieć o walce w Cardaclysm. Niestety powiedzieć, że mocno się przeliczyłem to zbyt delikatne określenie.

Walka w grze  jest tak niesamowicie łatwa i niewymagająca jakiejkolwiek strategii, że to aż smutne. Tytuł posiada wiele różnych technik i efektów nakładanych na wroga. Jednak co z tego, skoro żeby zabić choćby i ogromną grupę przeciwników wystarczy jedna mocna jednostka, której zdobycie nie wiązało się z żadnych trudem. Gra obdarowuje nas kartami na każdym kroku i teoretycznie daje to możliwość zabawy oraz eksperymentowania z talią. Jednak nic do tego nie zachęca, nie czujemy, że nasz pakiet kart złożony na początku gry jest niewystarczający. Jest to dla mnie niezrozumiałe, że po dłuższym czasie rozgrywki potrafię wybić wszystkich przeciwników jeszcze w pierwszej turze, zanim oni w ogóle zdążą zaatakować.

Normalnym powinno być, że gra z czasem, kiedy jesteśmy coraz bardziej doświadczeni, staje się trudniejsza. W Cardaclysm jednak kiedy my wznosimy na wyżyny nasze umiejętności, wszystko inne stoi w miejscu. Z tego właśnie nie czułem żadnej zabawy ani satysfakcji walką, która stanowi przecież główny element rozgrywki. Jedynym faktycznym zagrożeniem jest wielki potwór wychodzący pod koniec każdego etapu, przed którym musimy uciec. Teoretycznie możemy spróbować z nim zawalczyć, ale jest on tak absurdalnie potężny, że nawet nie warto próbować.

Bajkowe światy

Jednym z największych plusów Cardaclysm jest zdecydowanie oprawa graficzna. Nie jest ona jakoś super wydetalowana, ale ma bardzo przyjemną stylistykę i każdy świat, który odwiedzamy, potrafi zachwycić. Jedyne, do czego mógłbym się tutaj przyczepić, jest nieczytelność przedmiotów leżących na ziemi. Zwykłe elementy otoczenia wyróżniają się bardziej niż one, przez co wielokrotnie złapałem się na tym, że próbowałem podnieść jakiś świecący krzak.

Po udanej ucieczce (przed monstrum powyżej) przechodzimy przez portal, który przenosi nas do karczmy. Możemy tu kupić nowe karty, wymienić stare lub przyjąć zadania, jeśli są jakieś dostępne. Po ich wykonaniu dostaniemy zwykle jeszcze więcej kart, których nigdy nie użyjemy. Jakby Wam jeszcze było mało.

Cardcalysm to tytuł, który naprawdę cierpi na braku wyważonego poziomu trudności. Wiele zyskałby również na dodaniu jakiegokolwiek celu, ponieważ teraz jedyne co robimy, to zdobywamy więcej kart i uciekamy przed dużym szkieletorem. Nie mamy tutaj niczego, co zapada w pamięć, żadnej historii, dialogów z npcami czy chociaż wyjaśnienia czym jest świat, w którym się znajdujemy. Zamysł i wykonanie jest naprawdę solidne, ale brakuje tutaj czegoś, co sprawiłoby, że mógłbym to nazwać dobrą grą. Na ten moment tytuł jest co najwyżej średni, nie przyciąga do siebie niczym, a szkoda, bo był potencjał.