Jeśli mam być szczery, to nigdy nie byłem wielkim fanem gier-dróg. No bo jaki ma sens męczenie się z niepotrzebnym chodzeniem czy denerwującymi minigierkami dla fabuły, która mogłaby być po prostu niezłym filmem. Z tego też powodu do Best Month Ever! podchodziłem z dużą dozą rezerwy. No bo kto by pomyślał, żeby Warszawska Szkoła Filmowa robiła grę… i to w dodatku osadzoną w USA w latach 60.
Droga ku zagładzie
Tytuł został stworzony przez studentów, absolwentów i pracowników kierunku „Tworzenie Gier Wideo” w WSF i wydany przez Klabater. Opowiada o bardzo dramatycznej przygodzie matki z synem, którzy przeżywają „najlepszy miesiąc życia”. Cudzysłów jest konieczny, ponieważ tak naprawdę jest to desperacka próba znalezienia kogoś, kto zajmie się Mitchem — synem Louise. Jest ona ciężko chora na bliżej nieokreśloną chorobę. Jedyne co gracz o niej wie, to to, że nie pozwoli jej przeżyć dłużej niż tytułowy miesiąc.
Oprócz tego, że historie widzimy z oczu bohaterów, to towarzyszyć będzie nam również narrator. Jest nim sam Mitch, ale wiele lat do przodu. Komentuje on często wydarzenia, jakie się dzieją z jego już dorosłej perspektywy. Jest to o tyle ciekawe, że na podstawie wybieranych przez nas opcji dialogowych zapełniamy lub opróżniamy trzy atrybuty. W zależności, jakie będą one pod koniec gry, takie zakończenie otrzymamy. Jest ich łącznie dziewięć.
Jazda bez trzymanki
Best Month Ever! nie ma takiej nazwy bez powodu. Ilość wrażeń, jakich gra dostarcza, jest naprawdę imponująca. Starożytne indiańskie rytuały? Są! Rozbijanie jednej z amerykańskich sekt? Jest! Ucieczka przed groźnymi krokodylami? Obecna!
Wymieniać można jeszcze tak przed dłuższą chwilę. Wszystko to dzięki temu, że nasza główna bohaterka Louise, wiedząc, iż nie zostało jej zbyt dużo czasu, całkowicie puściła moralne hamulce. Wszędzie chodzi z bronią, wdaje się w bójki, w celach zarobkowych rozbiera się jako tancerka… albo to po prostu moje wybory? Nic dziwnego, że w moim zakończeniu Mitch skończył jako przestępca…
Nie wszystko jest takie kolorowe
Pomimo tego, że gra ma duża zalet, to towarzyszy jej równie dużo wad. Jedną z najbardziej rzucających się w oczy jest strasznie niezbalansowana oprawa graficzna. Oświetlenie i paleta barw są bardzo przyjemne, ale już tekstury wołają o pomstę do nieba (jak widać na powyższym zrzucie ekranu). Przyczepić się też muszę do niezbyt poprawnych ścieżek tekstowych. W przeciągu mojej trzygodzinnej rozgrywki znalazłem kilka błędów ortograficznych oraz połączonych ze sobą słów. Jest to wyjątkowo zastanawiające, bo mówimy jednak o polskich napisach w polskiej grze.
Koniec drogi
Pomimo wielu drobnych usterek, Best Month Ever! to naprawdę imponujący kawałek kodu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że został wykonany przez ekipę, która ma bardzo małe doświadczenie w tworzeniu gier wideo. Potrafi dostarczyć wiele pozytywnych (jak i trochę negatywnych) emocji. Uważam, że warto zapoznać się z tytułem choćby po to, aby wesprzeć młodych, lokalnych twórców.