Wiecie, jak to jest, format gier oklepany, ale czasem znajdzie się coś, co przykuje uwagę na dłużej. Captain of Industry z gatunku city builder jest taką właśnie grą. Naszym zadaniem będzie zarządzanie małą osadą, na opuszczonej wyspie. Staramy się zaludnić ją i wraz z rozwojem technologii zautomatyzować proces tworzenia surowców i finalnie polecieć w kosmos. Całość mocno przypomina Factorio i dobrze, bo zdecydowanie lubię tę grę, choć tutaj bardziej skupimy się na karczowaniu lasów i przekopywaniu gór. Wydawcą Captain of Industry jest MaFi Games i jest to pierwsza gra w ich dorobku.
Pozostawieni na pastwę losu
Gra nie wita nas intrem, nie wprowadza żadną cutscenką. Rozumiem, że to early acces, ale chociaż zarys historii by się przydał. Ot startujemy na wyspie i dawaj, stawiaj budynki. Dodatkowo nie ma dla nas żadnego samouczka i choć istnieje system podpowiedzi, to jest on zrobiony na odwal się i mało co pomaga. Jednak mimo ciężkiego początku, po czasie załapiemy, co i jak działa i dobrze, bo gra ma naprawdę dużo do zaoferowania.
Nie sterujemy tu, jak w Factorio, jednym osadnikiem, lecz mamy do dyspozycji całą osadę. Stawiamy budynek, a chętne wywrotki przenoszą surowce na miejsce budowy. Tak, to właśnie pojazdy będą zaopatrywać fabryki w produkty do momentu automatyzacji. Bardzo szybko stawiamy pierwszy piec do przetapiania żelaza, a do lasu wysyłamy maszynę do wycinania. Dalej żelazo w formie płynnej do odlewni itd. Początek jest mocno chaotyczny. Mamy niewielką ilość budynków do wyboru i niewiele pomysłów, na czym powinniśmy się skupiać.
Na naszej wyspie jest także kilkanaście domków, w których mieszka populacja naszej osady. Część mieszkańców zamieniana jest w robotników, którzy pracować będą w budynkach. O dziwo nie używamy zasobów ludzkich do produkcji maszyn, jak koparek czy wywrotek. Populację oczywiście musimy zaopatrywać w pożywienie, dlatego mamy też dostępne farmy. Zbyt dużo informacji? No to poczekajcie. Praktycznie każdy zakład emituje jakieś zanieczyszczenie, czy to w postacie CO2, czy zanieczyszczonej wody, oraz sami osadnicy generują śmieci. Początkowo się tym nie przejmujemy, dym idzie w przez komin w atmosferę, ścieki do oceanu, a śmieci na drugi koniec wyspy w hałdy. Obywatele generują także surowiec nazwany Unity, który używany jest do zwiększenia produkcji. Niestety, śmieci wpływają na zadowolenie mieszkańców, więc zmuszeni, budujemy oczyszczalnie ścieków i zakłady recyklingowe.
Wieczny niedosyt
Na ten moment dużym problemem jest balans rozgrywki. Początkowa mała pula budynków rośnie, a my nie wiemy, co gdzie stawiać. Szczególnie gdy przychodzi do wydobycia części surowców. Kamienie, węgiel, wapień i materiały sypkie, wydobywamy metodą odkrywkową. Wysyłamy koparki do kopania dołów, które potem łatamy śmieciami, wygląda to super. Mamy w końcu city builder, który pozwoli mi na rekonstrukcje Śląska. Poza stawianiem budynków zmieniamy także środowisko, agresywnie je eksploatując. Góry zrównujemy z poziomem morza, przekopujemy również plaże, co jest rzadko spotykaną mechanika. Problem jest taki, że nie mamy gdzie trzymać wydobytych materiałów, a wywrotki kretyńsko pakują je na siebie i potem smutnie stoją, bo nie mają gdzie zrzucić towar. Magazyny są małe, a i nie od razu nie odblokujemy możliwości przechowywania cieczy, czy materiałów sypkich. Dodatkowo fabryki mają małą przepustowość i nie przetrzymują zbyt surowców sobie.
Dość szybko zasuwamy z badaniami, ale powoli wszystko budujemy. Potem budynki wymagają elektryczności, elektrownie paliwa, a my dopiero jesteśmy na etapie mieszania cementu. Byłbym raczej spokojny o balans, gra jest krótko dostępna, a zbiera bardzo pozytywny feedback. Dodatkowo możemy handlować z innymi wyspami oraz walczyć z piratami naszymi statkami, choć jak będzie wyglądać to ostatnie, nie mam jeszcze pojęcia.
Topornie, ale płynnie, city builder z przyszłością
Gra nie wygląda pięknie. Tekstury są niskiej jakości, animacji jest okrutnie mało. Czasem patrząc z większej odległości, zastanawiałem się, czy mam pauzę, czy wszystko stoi. Z drugiej strony mamy pewność, że Captain of Industry pójdzie na archaicznym sprzęcie, czy jako zapełniacz na drugim ekranie. Mówię szczerze, przeglądarka internetowa zabiera więcej pamięci niż ten tytuł, a zapewnia naprawdę sporo rozgrywki. Póki co brakuje także jakiegoś celu, rywalizacji między wyspami lub zwyczajnie katastrof, które by jakoś grę podkręciły.
Jeśli miałbym oceniać, to gra jest solidna, jak na początek early accessa. O ile jesteśmy fanami gatunku, to wymienione problemy można zignorować i dorwać grę na jakieś przecenie.