That‘s a name I’ve not heard in a long time
Gry przygodowe point’n’click sięgają swoją historią jeszcze 8-bitowych Atari. Pierwsza polska produkcja miała swoją premierę w 1991 roku, więc mówimy tu o naprawdę starych rzeczach. Przynajmniej dla mnie. Gry te były dość proste w produkcji — grafika często 2D, statyczne tła oraz niezbyt dużo animacji do nagrania. Nie trzeba było programować zachowań NPCtów, jak w każdym innym gatunku. Główny nacisk kładły one na fabułę i za to były kochane. Spójna historia świata, dobrze napisane postacie i ciekawe dialogi były podstawą każdej przygodówki.
Dobre klasyki
Różnorodność wśród przygodówek była ogromna. W serię przygód Reksia zagrywałem się okrutnie za dzieciaka. Grafika jak z bajki plus multum pamiętnych do dziś mini gier jak walki turniejowe na koniu czy obrona zamku przy użyciu różdżki. Całość sprawiała gry idealnej na tamte czasy. Części Reksia wyszło całkiem sporo i każda z nich była całkiem dopracowaną produkcją. Znalazły się tam zagadki logiczne, nietrudne, bo jednak gra była skierowana dla dzieci. Mieliśmy także momenty zręcznościowe, które dobrze urozmaicały rozgrywkę.
Mieliśmy także serie Monkey Island. Przygody pirata, Guybrusha Threepwooda były bardzo humorystyczne. Dialogi często dotyczyły grogu, a poziom trudności zagadek nieraz przekraczał umysły nawet weteranów serii (ta cholerna małpa z pompką). Gra doczekała się nawet swojego remake’u, choć bardzo udana seria do tej pory nie została reaktywowana.
Wymieniać można wiele klasycznych tytułów: Indiane Jonesa, Broken Sword, Ceville, Syberia, Fahrenheit czy Still Life. Dwie ostatnie były dość mroczne jak na przygodówki. Still Life opowiadał o młodej agentce FBI, która badała sprawę tajemniczych morderstw. Gra była dość brutalna (jak na ten gatunek), zdjęcia z dokumentacji morderstw czy same miejsca zbrodni były zrobione bardzo dorośle, momentami czułem, jakbym naprawdę oglądał realne zdjęcia z kartotek policyjnych.
Undeground
Z biegiem lat gatunek zaczynał być coraz bardziej zapominany, niektóre tytuły nieco bazowały na archaicznej mechanice jak seria The Walking Dead czy Life is Strange. Brakowało w nich jednak typowego zbierania przedmiotów i łączenia ich w dziwnych miejscach. Seria, która stara się przypominać o złotej erze przygodówek, jest wspomniana wcześniej Syberia. Część 3, która ukazała się w sumie niedawno, bo w 2017 roku zebrała średnie oceny. Osobiście grając, nie odczułem klimatów poprzednich części, choć jest to nadal kawał dobrej opowieści. Co ciekawe Syberia nie powiedziała ostatniego słowa i wiemy, że powstaje kolejna część o podtytule The World Before. Choć czekam na nią, zakładam, że nie będzie się cieszyła dużą popularnością.
Więc co poszło nie tak?
Upadku tego gatunku doszukiwałbym się w graczach, gdy na rynek wchodziły kolejne gry akcji kładące nacisk na szybką rozgrywkę, nowe rozwiązania, czy grafikę, gry stricte fabularne przestały mieć prawo bytu, stały się po prostu nudne. Przełożyło się to także na sprzedaż, a i więc na opłacalność ich robienia. Obecnie fabuła w grach często jest uproszczona, wręcz umowna i gracze nie zawsze jej potrzebują. Obecnie point and clicki przeszły w status gier indie, sam na liście obserwowanych mam kilka tytułów m.in. The Drifter. Lubie jednak wrócić do starych produkcji, nadal mam niedokończoną genialną Deponie.
Czy kiedyś wrócą?
Osobiście myślę, że nie, czasy klasycznych klikaczy nie wrócą, nastawienie gier na szybką rozwałkę czy multi wyklucza produkcje, przy których ślęczymy nad łączeniem komponentów. Nie znaczy to, co prawda, że gatunek umarł bezpowrotnie.