Gra, jaką miałem zobaczyć, miała być pełna magii i tajemnicy. Jakie są realia? Przekonajcie się sami. Przede wszystkim wydaje mi się, że zespół odpowiedzialny za produkcje szukał inspiracji w Hollow Knightcie. Wybór oczywiście jest słuszny, bo jak się uczyć to od najlepszych. Natomiast problemem jest zapewne budżet, jaki posiadało Space Fox Games. RIN: The Last Child nie jest więc grą złą, natomiast większość elementów składowych jest po prostu poprawna.
FANTAStyczna historia…
Największą zaletą RIN: The Last Child jest zdecydowanie fabuła. Wcielamy się w ostatnie żywe dziecko stwórcy przedstawionego nam w grze świata. RIN za zadanie ma naprawić niszczejący świat i doprowadzić go do harmonii. To słowem wstępu. Historia jest przedstawiona w sposób dosyć enigmatyczny, dużo dowiadujemy się z rozmów z różnymi duchami albo z obelisków zawierających historię tego regionu. Wielu rzeczy musimy się domyśleć, część jest niedopowiedziana, co świetnie buduje klimat tego miejsca. Same postacie są całkiem ciekawe, podobnie jak cała fabuła, jaką zaprezentowali nam twórcy. Nie zawiodłem się na systemie wyborów i finiszu gry.
Ze zgniłym światem
Space Fox Games stworzyło świat zróżnicowany pod względem budowy. Mamy tu biomy zwykłej pięknej zieleni w kilku rodzajach, pustynne, mroczniejsze i nie tylko. Flora danych miejsc jest oczywista, ale dobrze zrealizowana. Ogólnie rzecz ujmując, biomy są całkiem solidne, niestety jednak nie można powiedzieć o nich samych dobrych rzeczy. Połączenia między nimi są dla mnie po prostu bezsensowne. Tak naprawdę każdy z nich można by zamienić miejscami i gra na niczym by nie straciła. Gorzej sprawa wygląda przy faunie. Większość przeciwników to reskiny podstawowej wersji danego delikwenta. Są od tego wyjątki, ale nieliczne. Adwersarz ofensywny przeciwników też jest dosyć marny albo frustrujący. W szczególności źle zapamiętałem moba, który był właściwie kokonem, wypuszczającym z siebie inne stworki w nieskończoność aż do jego zniszczenia. Małe ciężkie do trafienia komaro-podobne stworki śniły mi się po nocach.
Co do budowy świata w kwestii gameplayowej, znów mogę powiedzieć rzeczy zarówno pozytywne jak i negatywne. Parkour jak i elementy zręcznościowe i logiczne są proste, acz dobrze zrealizowane. RIN musiała na przykład przemieszczać się w wirach powietrza, lawirując między kolcami, ustawiać platformy tak, aby dało się przejść dalej itp. Nie jest to wynalezienie koła na nowo, ale system ten jest poprawny. W metroidvaniach ważne jest odkrywanie świata na własną rękę, tam, gdzie najdzie nas na to ochota. Tutaj, aby przejść gdziekolwiek dalej, musiałem iść do jednego konkretnego miejsca, żeby zebrać konkretnego skilla, który pozwoli przemieścić mi się dalej. Takie zabiegi, są normą jeśli są dobrze zrealizowane. Tu nie są, Szczytem tego była sytuacja, w jakiej znalazłem się gdzieś po półtorej godziny gry. Nie mogłem wyjść z tamtego miejsca (screenshot pod akapitem), bo nie miałem potrzebnego do tego skilla, nie mogłem zrobić de facto nic, pozostało tylko zaczęcie gry od nowa.
RIN: The Last Advantage
Przyjemnie skonstruowany został system ataków. Jest ich naprawdę sporo, a możliwości ich customizacji dorównują tym oferowanym w wysokobudżetowych produkcjach. Jest to druga największa zaleta tej produkcji zaraz po fabule. Przyznam, że ataki i ich animacje ani razu mnie nie znudziły. Tak samo zdobywanie nowych czarów było dobrze zrealizowane. Aby stworzyć dany czar, musiałem go odnaleźć, ale potrzebne były też różne runy. Runy, jakie były potrzebne, miały też sens względem działania danego ataku. Takie rozwiązania są dla mnie jak miód na moje uszy.
Tego samego moje uszy nie mogą powiedzieć o soundtracku w RIN: The Last Child. Ponownie, nie jest zły, ale nie jest też dobry. Dobrze oddaje klimat. Czuć w tym magię i tajemnicę świata, po jakim przemieszcza się główna bohaterka. Jest też jednak zbyt repetytywny, a przy dłuższych sesjach męczy.
Suma tajemnic RIN
W gruncie rzeczy nie jest to zła gra, ale nie jest też dobra. Warto wziąć pod uwagę, że jest to produkcja debiutancka. Jestem przekonany, że każda kolejna gra zespołu Space Fox Games będzie coraz lepsza. Natomiast obecnie patrząc na to jak szeroki jest rynek gier, nie poleciłbym zobaczenia historii RIN na własne oczy, chyba że jesteśmy fanami gatunku.