Wiadomość o produkcji nowego Saints Row spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Po niemal dekadzie posuchy i protezy, jaką było Agent of Mayhem, w końcu dostaliśmy pełnoprawny… Reboot serii.
Premiera odbyła się kilka tygodni temu, a wraz z nią do internetu trafiły recenzje i opinie graczy. Branża dość jednogłośnie stwierdziła, że nowa gra Voliton nie ma startu do wyśmienitej serii, jaką jest Saints Row. Zupełnie tak samo, jak mówiono kilka lat temu o Saints Row 4 i jak zapewne za kilka lat będzie mówione o kontynuacji przygód Świętych. Widocznie luz twórców nie pokrywa się z luzem fanów serii.
Nie ukrywam — na historię powstania gangu Świętych czekałem niecierpliwie od samej zapowiedzi, a gdy nadeszła premiera, po prostu włączyłem grę i świetnie się bawiłem przez jakieś 40 godzin. Nie jest to wprawdzie mistrzostwo w sztuce gamedevu. Na pierwszy rzut oka bliżej temu bardziej do laurki od dziecka. Nieporadna, krzywa, niedokończona, a właściwie to brzydka i nie wiadomo, o co w niej chodzi, ale kipiąca miłością i mimo wszystko dająca nieskończone pokłady szczęścia.
Nawet nie wiedziałem, że tak tęsknię za sandboxem z rąk Volition.
Na szczęście pod tym względem nic się tu nie zmieniło w porównaniu do poprzednich odsłon. Właściwie można to samo powiedzieć o oprawie graficznej, ale to też nie do końca prawda. Trudno ocenić aspekty graficzne, bo w każdej scenie wygląda to inaczej. Jeżeli przejedziemy się swoim błyszczącym, odpicowanym samochodem do centrum Santo Ileso w nocy, gdzie każdy kawałek przestrzeni zagospodarowany jest neonami do tego stopnia, że wygląda jak klawiatura prawdziwego gamera, to potrafi być naprawdę ładnie. Z kolei, gdy przyjdzie nam przejść się przedmieściami w środku dnia wśród kilku przechodniów, to niestety okaże się, że wpadliśmy w wir czasoprzestrzenny, który wyrzucił nas w 2008 roku przed konsolę 7 generacji.
Podobne wrażenie miałem w przerywnikach filmowych. Przy tych statycznych, gdy mało się działo, wszystko wyglądało całkiem ładnie. Przywodziło trochę na myśl Watch Dogs 2. Niestety, jeżeli trafiła się scenka, w której jest filmowa akcja to w kwestii realizacji bliżej temu było do amatorskiego filmu zrobionego w Garrys Modzie. Reżyseria nie istniała, pojedyncze ujęcia wydawały się źle docięte. Animacje wyglądały jakby były w fazie beta. Do tego nienaturalny ruch kamery i pełno błędów jak T-pose u losowych postaci w środku sceny. Scenariusz raczej też nie ratował widowiska. Zdarzały się porywające cutscenki, ale w większości były jak reklamy na Polsacie – nagle przerywały rozrywkę i burzyły całe napięcie, a tego w samych misjach nie brakowało.
Saints Row — znakomite pompowanie adrenaliny
Twórcy zawsze dążyli do tego, żeby misje wyglądały jak najlepsze sceny z filmowych blockbusterów. Faktycznie są tutaj takie momenty, ale jest ich mniej niż w SR3 i 4. Może to dlatego, że historia jest teraz dużo bardziej przyziemna. Wydaje mi się, że to najbardziej stonowana odsłona serii. No i w tym przypadku też nie rozumiem branży. Część 4 odpinała całkiem wrotki, co nie przypadło do gustu fanom. Teraz gdy zrobił się z tego klon GTA z gimbusiarskim humorem to też nie dobrze. Sam nie wiem, czy to fani Świętych nie wiedzą czego chcą, czy to branża zrobiła się zgorzkniała i cyniczna, że właściwie wszystkie starania deweloperów są torpedowane od pierwszych recenzji.
To, co reboot robi doskonale tak samo, jak poprzedniczki, to bycie średniakiem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jedyne co kłuje w oczy to technikalia. Największą bolączką są błędy, glitche i to jak gra działa. Najciekawsze jest to, że w środku zatłoczonego miasta klatki są w miarę stałe, ale gdy tylko wybierzemy się na pustkowia, gdzie nie ma nic prócz skał i kaktusów, to płynność drastycznie spada, na każdym sprzęcie. Grę ogrywałem na Xboksie Series X i na PC z najwyższymi możliwymi ustawieniami.
A skoro jesteśmy przy kwestii sprzętowej.
Między wersją XSX a PC nie ma wielkiej różnicy, a jak jest to na delikatną korzyść dla PC. Jeżeli nie wiecie, na jaką platformę wybrać swoją kopię to mogę podpowiedzieć, że na tę, na której jest taniej. W sprawach wizualnych i technicznych jest bardzo podobnie i nie ma sensu się rozwodzić nad rozbieżnościami.
Jak wiadomo Saints Row wizualiami nie stoi. To, co może przykuć do ekranu to mechaniki. Mnie kupiło rozwijanie swojej siedziby i kupowanie nowych interesów generujących przychody. Za każdym interesem stoi jakaś minigra. Od klasyki gatunku w postaci wyłudzania odszkodowania poprzez rzucanie się pod jadące samochody po nowości jak holowanie przedmiotów za pomocą liny przyczepionej do pojazdu. No i muszę przyznać, że misje z holowaniem najbardziej przypadły mi do gustu.
Właściwie to przez falę krytyki nie przebiły się mocne strony tytułu, bo to, co mnie zaskoczyło to fizyka. Wszystkie elementy otoczenia oddziaływają na siebie i mają swój ciężar. Przedmioty ciągnięte za pojazdem dość naturalnie reagują na przeciążenia, kolizje i powierzchnię, po której suną. Volition mogłoby to jeszcze rozwinąć i sprawić, by Saints Row nie aspirował mechanikami do GTA, tylko takiego np. Just Cause.
Pokochałem tę grę od pierwszych minut.
Według mnie została niesprawiedliwie potraktowana przez branżę. Zauważyłem, że ludzie w pewnym momencie zaczęli się nawzajem nakręcać, na narzekanie na nowe Saints Row. Szkoda, bo części zrażonych osób mogła zaoferować sporo zabawy. To prawda, że gra sporo wad, ale jako odmóżdżacz po ciężkim dniu działa idealnie. Jednak pełnej ceny bym nie zapłacił. Niezdecydowanym radzę poczekać, aż cena spadnie do chociażby 100 zł, lub liczyć, że trafi do Game Passa, a znajdzie się tam na pewno, bo wygląda jakby była wręcz stworzona do tego typu usługi.