Uwielbiam gry z kategorii „feeling good”. Wiecie – te, które sprawiają, że już po kilkunastu minutach grania czujemy się po prostu lepiej. Za pomocą pozornie banalnych zabiegów sprawiają, że nasze samopoczucie rośnie, a my sami mamy ochotę przesiadywać w konkretnych wirtualnych światach długie godziny. Czujemy się w nich komfortowo, a ciepło i przyjazna atmosfera wylewają się megabajtami pod postacią pikseli.
Przykładów takich projektów jest cała masa. Z tych najbardziej znanych wypada wymienić choćby ubiegłoroczne Animal Crossing: New Horizon czy kultowego już Minecrafta (przy okazji zapraszam na Iceberg na jego temat). Z innych przykładów mamy choćby Stardew Valley, Flower, Dreams czy nawet Haven Park, który mam przyjemność dla Was zrecenzować. Nie przedłużając, zapraszam na mój kemping.
Rajski Park
W grze wcielamy się we Flinta – małego, ale zaradnego kurczaka, któremu zostaje powierzona opieka nad urokliwym parkiem kempingowym. Prośba o jego uprzątnięcie płynie ze strony babci bohatera, a jak wiadomo – im się nie odmawia. Bez słowa zawahania bierzemy się więc do roboty i… Właśnie, w tym momencie, po zaledwie kilku minutach wprowadzenia, rozpoczyna się nasza przygoda. Zadanie jest jedno – ogarnąć całe miejsce.
Startujemy niczym w grach survivalowych, a więc zbieramy surowce. W tym przypadku dzielą się one na drewno, grzyby, tkaniny, metal, a także, co ciekawe, świetliki! Fundament – jest. Ale to oczywiście zaledwie początek. Z biegiem czasu (i rosnącą liczbą surowców) coraz bardziej zaczynamy bawić się w zarządzenie wyspą.
Chodzimy po mapie, szukamy pozostałości po obozowiskach, odbudowujemy je (dbając o elementy wypoczynkowe, rozrywkowe oraz gastronomiczne) i rozmawiamy z przybywającymi gośćmi. Ci czasem mają dla nas zabawną historyjkę lub małą aktywność (tu warto wyróżnić fantastyczny scenariusz bitwy na mruganie), a kiedy indziej misję, która będzie wymagała znacznie większego wkładu czasowego. Niemniej – zawsze są to przyjemne zadania. Nawet gdy polegają na zebraniu pewnej liczby surowców, jest to wartość tak mała, że nie zdąży się znudzić.
Ukojenie nerwów
Wszystko jest tu bowiem skrojone tak, aby po prostu dawało poczucie relaksu. Nie mamy żadnego ograniczenia czasu, żadnych przeciwników, żadnej opcji śmierci, a nawet kompletny brak wymogu robienia czynności w odpowiedniej kolejności. Czynności możemy wykonywać w swoim tempie – na szybko albo po prostu delektując się otaczającym światem i wsłuchując w śpiew ptaków oraz melodie niczym z sesji jogi dla zestresowanych.
Co więcej, jeśli uznamy, że coś dzieje się za wolno, za zdobywane doświadczenie możemy odblokować konkretne punkty umiejętności. I nie trzeba wcale „farmić”, by je rozwijać. Wszystko przychodzi naturalnie i tak naprawdę już będąc w połowie przygody, możemy posiadać każdą zdolność (szybsze chodzenie, więcej surowców, pojemniejszy plecak itd.). Jak mówiłem – każdy element został tu dobrze zaplanowany i kręci się wokół kluczowej zasady komfortu.
Czy jest tu fabuła? Powierzchowna. I śmiem twierdzić, że również ten zabieg został zastosowany umyślnie. Twórcy nie chcieli prawdopodobnie, aby cokolwiek nas tu stresowało. Gdy NPC daje zadanie, które ma mocno wciągać, zazwyczaj zaczynamy odczuwać pewne napięcie. Tu nie ma go absolutnie. Sami piszemy własną historię i od nas zależy, do jakiego punktu ją doprowadzimy. Tytułowy park stoi przed nami otworem.
Kończąc tę historię
Mój niebywale optymistyczny ton z poprzednich akapitów prawdopodobnie zdradza, jaką konkluzją zwieńczę tę krótką recenzję. Haven Park jest wyśmienite. I choć nie spodoba się tym, którzy w grach wideo szukają wyzwania oraz zastrzyku adrenaliny, to nada się idealnie, by po prostu nieco zwolnić czas i odciąć się od przygnębiającej rzeczywistości. Zwłaszcza teraz, gdy za oknem robi się coraz bardziej szaro, a nam zaczyna brakować ciepła i letnich kolorów.
Recenzowany Haven Park rozgrzewa od środka. Osobiście w grze spędziłem blisko 8 godzin i przez ten czas zrobiłem zdecydowaną większość zadań. Pozostało mi już tylko przejść się po mapie i naprawić wszystkie usterki, jak popękane płotki czy złamane lampy. Nie mam żadnych wątpliwości, że prędzej czy później to zrobię. Dlaczego? Bo co jakiś czas każdy z nas potrzebuje podobnego relaksu. Każdy potrzebuje złapać oddech.
Na koniec warto wspomnieć o jednym ważnym aspekcie – ów tytuł kosztuje około 30 złotych. Za trzy dyszki można zapewnić sobie kilka godzin chillu najwyższej jakości. Fabien Weibel, bo tak ma na imię twórca, dostarczył projekt, któremu powinien dać szansę każdy, kto czuje się zmęczony wiecznie rosnącym tempem w grach wideo oraz życiu codziennym. Jeśli więc i Ty, Drogi Czytelniku, masz dość ciągłej pogoni, nie zwlekaj.
Choć bowiem wspomniałem na samym początku, że podobnych gier jest cała masa, to dawno nie grałem w taką, która byłaby tak samoświadoma tego, po co właściwie powstała i jaki jest jej cel. Zadania są proste, grafika prześliczna, a każda minuta spędzona w grze koi nerwy. Polecam bardzo serdecznie, bo to wirtualny uścisk, w którym poczujecie się bezpieczni.