Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Publicystyka Recenzje

Mass Effect Legendary Edition – Nowy-stary Shepard

Mass Effect Legendary Edition jest nie tylko świetną okazją do odnowienia kontaktu ze starym dobrym Mass Effectem. To również dobry moment, żeby zacząć przygodę w uniwersum, gdzie żołnierz w kosmosie upra… ekchem, a teraz to już w ogóle nawet w 4K!

Dobrze Cie znowu widzieć komandorze.

Pierwsza część Mass Effect nie zestarzała się zbyt dobrze. Jazda mako, grafika – to tylko najbardziej dręczące elementy, gdy odpalamy po latach Jedynkę. Remaster naprawdę sprawia, że czerpię z tej gry o wiele więcej przyjemności. Podciągnęli grafikę, aby bliżej jej było do ostatniej części trylogii, a sterowanie pojazdem uległo zmianie. Nowe nie znaczy lepsze, bo ten styl prowadzenia nazwałbym bardziej „turystycznym” – Mako podąża zawsze na wprost kamery. Podczas walk może to być uciążliwe, dlatego w każdej chwili możemy wrócić do klasycznego sterowania zmieniając opcje w grze.

Dokonano również zmiany wyglądu postaci Elanosa – człowie… turiana. No właśnie, w oryginale Elanos był człowiekiem, co wprowadzało mały zgrzyt. Z rozmowy dowiadujemy się, że mężczyzna gardzi ludzką rasą oraz, dowodził podczas starcia turian i ludzi,  a dalej wymienia turiańskich producentów „jego rasy”. Edycja Legendarna naprawia błąd i w Końcu widzimy Elanosa jako Turiana.

Mass Effect LE Elanos

Gdy drugi Mass Effect miał swoją premierę, zdjęcia Plutona nie były aż tak dokładne. Twórcy stworzyli swój własny model, jednak w remasterze opracowano nową teksturę – bazującą na zdjęciach Nasa. Podczas skanowania planety, będziemy mogli przyjrzeć się jej dokładnie.

Zmian wizualnych doczekała się również załoga, a w śród niej najbardziej wyróżnia się wygląd Kelly – tu również postawiono na ujednolicenie wyglądu postaci między częściami. Zmodyfikowane zostały również kadry w niektórych cutscenkach. Szczególnie te, w których Miranda stoi tyłem do kamery i opowiada o swojej niezbyt szczęśliwej przeszłości. Edycja Legendarna zadbała, żeby kadr był… bardziej odpowiadający sytuacji.

Od remastera nie powinniśmy spodziewać się większych zmian. Podbicie tekstur, poprawa sterowania – ot, małe co nie co, żeby przystosować grę pod obecne standardy graczy. Chyba nikt nie spodziewał się, że zmieni się zdjęcie Tali w zamykającej trylogię części. Jeśli w grze romansowaliśmy właśnie z quarianką, na koniec gry Shepard trzymał jej zdjęcie. Wizerunek Tali od zawsze był krytykowany za zbyt ludzki, jednak nowa fotografia wydaje się bardziej trafiać w gusta fanów.

Utszebe!

Największą zmorą polskiego gracza jest fakt, że Mass Effect Legendary Edition nie do końca wspiera Polską wersję językową. Jeśli zdecydujemy się na ustawienie naszego języka w głównym menu to owszem, w jedynkę zagramy, ale jedynie w pełnym dubbingu. W trójce nie będziemy mieli wyboru poza wersją z napisami, a dwójka poinformuje nas, że niektóre DLC nie obsługują naszego języka i będą działały jedynie w pełnej wersji Angielskiej. Mamy więc wszystkie kombinacje wdrożenia języka do gry. W internecie są już poradniki (Jeden nawet znajduje się tu) jak zmusić luncher do uruchamiania gry z napisami, jednak póki co trzeba pamiętać, żeby po każdym patchu powtórzyć całą operację.

Niemniej, gra się bardzo przyjemnie. Jako fan traktowałem zawsze Mass Effect jako całość i wychodziłem z założenia, żeby przechodzić całą trylogie, albo żadnej części. Oryginalne Mass Effect 1 przeszedłem raz i save’ów strzegłem przez lata niczym strażnik świętego Graala. Wszystko po to, żeby nie męczyć się znów z tą grą i oddawać się przyjemności grania od Dwójki. Teraz tego problemu już nie widzę. Nie mogłem się oderwać od Jedynki tak bardzo, że w połowie premierowego weekendu mój Shepard był już wybudzany w ośrodku Cerberusa. Nawet znienawidzona przeze mnie jazda mako ma swój urok i dobrze jest czasem popodziwiać kosmiczne widoki.