Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

Dreamscaper – rogalik z koszmarów sennych

Nigdy nie byłem wielkim fanatykiem rogalików, jednak przez mój dysk przewinęło się sporo gier z tego gatunku. Jedne wciągały na dłużej, niektóre nudziły powtarzalnością po kilku godzinach. Tytułem, który przykuł moją uwagę jest Dreamscaper, który niedawno opuścił wczesny dostęp. Pokrótce przedstawię jego liczne zalety, ale również i wady.

Dreamscaper towarzyszy ciekawy klimat

Za dnia nieśmiały uśmiech…

W grze wcielamy się w młodą dorosłą dziewczynę o imieniu Cassidy, która wprowadza się sama do mieszkania w nowym mieście. Na początku nie wiemy o niej zbyt wiele. Faktów i szczegółów z jej życia dowiadujemy się z czasem. Nie mam zamiaru za dużo spoilerować, historię stojącą za Cassidy poznacie sami w trakcie rozgrywki. Sam gameplay dzieli się na dwie zasadnicze fazy — dzień/rzeczywistość oraz noc/sen. Za dnia możemy eksplorować miasto, które zlepione jest z różnorodnych lokacji. W różnych miejscach takich jak m.in.: park, sklep muzyczny czy bar, możemy spotkać NPC oraz kupować ulepszenia.

Najpierw przejdźmy do tych pierwszych. Postacie niezależne nie będą z nami rozmawiać, dopóki nie damy im prezentu, wtedy ich status z obcych zmieni się na znajomych. Kolejnymi podarunkami możemy podnosić poziom znajomości na wyższy. Z czasem dowiemy się więcej o Cassy oraz innych NPC poprzez niezbyt długie rozmowy. Drugą rzeczą, na którą natrafiamy w mieście, są różnego rodzaju miejsca ulepszania ekwipunku oraz craftingu. Ulepszyć możemy naszą postać, różnorodność poziomów — w konkretnych biomach mogą się np., generować pokoje z puzzlami. Co do craftingu to tworzymy wcześniej wymienione prezenty dla NPC — każdy ma swoje upodobania oraz na podstawie schematów odblokowujemy wyposażenie dostępne do znalezienia w snach.

Rozwój w Dreamscaper

… jednak nocą budzą się wewnętrzne demony

Pora przejść do opisu głównej części gry, czyli snów. Nie mamy żadnej określonej godziny ani upływu czasu jak np. w Moonlighterze. Możemy w pełni pomijać i odkładać eksplorację miasta. Po prostu podchodzimy do łóżka w mieszkaniu Cassidy i przechodzimy do snu. Świat snów, a może raczej koszmarów sennych składa się z losowo połączonych pokojów, co znamy z takich gier jak np. The Binding of Isaac. Każdy z poziomów jest jakby odrębnym biomem odnoszącym się do innych wspomnień z życia protagonistki. Na końcu każdego z poziomów spotykamy tych samych bossów, jednak już po jednokrotnym pokonaniu możemy ich pomijać, nie tracąc zbyt wiele przy tym.

Sama walka jest dość zręcznościowa. Grę zgodnie z zaleceniami twórców ogrywałem na padzie. Starcia z przeciwnikami są przyjemne. Mamy silny i słaby atak, ale kluczem nie jest nimi spamować tylko nauczyć się odpowiedniego timingu ciosów. Po wykonaniu jednego ciosu jest ułamek sekundy, w którym nasza postać miga na biało. Zadanie ciosu w tym momencie spowoduje, że zadamy dodatkowe obrażenia. Podobna mechanika występuje z unikami. Wykonane w odpowiednim czasie pozwolą nam wykonać kontrę po klimatycznym spowolnieniu czasu.

Rozgrywkę rozpoczynamy zawsze w identycznym pokoju — domu rodzinnym Cassidy. Na początku otrzymujemy: losową broń białą, dystansową, tarczę, buty umożliwiające uniki (zazwyczaj turlanie się) oraz jedną umiejętność. Z punktu początkowego przez portale możemy się udać do innych części snu. Mogą to być pokoje z przeciwnikami, sklep, skrzynka z wyposażeniem i wiele innych. Jednak już tutaj muszę zaznaczyć, że niezależnie od tego co interaktywnego się pojawi w pomieszczeniu, sam bazowy wygląd pomieszczeń okropnie szybko się powtarza. Wiadomo, że jest to rogalik, ale kiedy w ciągu jednego podejścia trafiam czwarty raz do pomieszczenia z dokładnie tym samym barem stojącym w tle, to jest to przesada.

Walka w Dreamscaper

O tym jak wizualnie prezentują się sny w Dreamscaper

Dreamscaper w warstwie audio nie wyróżnia się niczym specjalnym. Dźwięki, które słyszymy w walce, brzmią po prostu dobrze, tak jak powinny. Muzyka pasuje do klimatu, jednak nie było żadnego utworu, który by jakoś mocniej zapadł w pamięć. Więcej do powiedzenia mam o warstwie wizualnej. Tutaj jest bardzo dobrze. Klimatyczne oświetlenie i odbicia robią robotę. Pastelowość grafiki na pewno na plus. Uważam, że przyjęto bardzo ciekawy kierunek przy ostatnim natłoku pixel-artu. Postacie niezależne oraz protagonistka wyglądają dobrze, wszystkich łączy zabieg stylistyczny znany już z np. Ashen, czyli brak twarzy. Z jednej strony nie trzeba tych twarzy animować, co wygląda lepiej niż w przypadku gorszej animacji. Po drugie pasuje mi to z jakiegoś powodu do stylistyki związanej ze snami i koszmarami.

Jak już mowa o stronie wizualnej to warto wspomnieć o optymalizacji. Gra po uruchomieniu sama ustawiła sobie jakieś magiczne ustawienia automatyczne. Mówię magiczne, ponieważ nie byłem w stanie określić, co tak naprawdę automatycznie się ustawiło, ale postanowiłem zaufać twórcom. O dziwo nie zawiodłem się, gra trzymała stabilnie klatki, wyglądała dobrze. Jedynie na początku zaraz po włączeniu miewała lekką czkawkę, ale zrzucam to na mój leciwy procesor.

Dreamscaper prezentuje się przyjemnie

Czy warto zagrać w Dreamscaper?

Dreamscaper jest przyjemnym rogue-litem, który powinien się spodobać wielu miłośnikom gatunku. Momentami powtarzalność niektórych elementów potrafiła niemiło zaskoczyć, jednak ciekawy, płynny gameplay pozwalał dalej cieszyć się grą. Optymalizacja jest naprawdę niezła i na niezbyt potężnym sprzęcie powinno całkiem nieźle działać. Jeśli ktoś nie może się zdecydować to mam jedną radę. Jeżeli lubisz rogaliki i powtarzalny gameplay Ci nie przeszkadza, to bierz w ciemno. Jednak jeśli nie miałeś styczności z tym gatunkiem, to radzę się lepiej zastanowić.