Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Publicystyka

Dlaczego Shadow of the Erdtree jest wielkim błędem Miyazakiego?

Zarzewia herezji

Ponad 2 miesiące temu, FromSoftware z pomocą Bandai Namco wydało dodatek pod tytułem Shadow of the Erdtree, do ich najnowszej produkcji: Elden Ringa. Cieszył się on, a wręcz cieszy do dzisiaj olbrzymią popularnością. Sama premiera była dla studia wielkim sukcesem. Jednakże tak wyglądają suche fakty i opinia większości, a nie wszystkich graczy. Osobiście rzuciłbym wręcz śmiałym porównaniem o średniowiecznym przekonaniu ludzi do teorii geocentrycznej, a w opozycji postawiłbym heliocentryków. Do tej mniejszości należę również ja.

Grzech pierwszy: Gamingowa wieża Babel

Po tym krótkim wstępie przejdźmy więc gładko, do sedna tematu i źródeł mojej opinii. Niezaprzeczalnie najważniejszym elementem każdego soulslike’a jest walka. Mogłoby się wydawać, że ciężko byłoby zmienić walkę w dodatku w diametralnym stopniu. Cóż, Shadow of the Erdtree pokazuje, że to nieprawda, jednocześnie przypominając nam o przysłowiu  „Diabeł tkwi w szczegółach”. Dostaliśmy więc nowe rodzaje broni, nowy oręż, zbroje itp. Znacząco zmieniły one dynamikę gry, podkręcając ją o kilkanaście procent. Idąc dalej, przeciwnicy również stali się bardziej dynamiczni. Ponadto dostali znacząco dłuższe comba ataków, które gracz zwykle musi dobrze uniknąć, aby mieć jakiekolwiek szanse w starciu ze zwykłym mobem! Nie jestem laikiem, miałem styczność z praktycznie każdą produkcją FS, ale tym razem uważam, że jest to przesada, nawet nie dla niedzielnego gracza. No i wisienka na torcie, bossowie.

W tym przypadku najlepiej widać, zmiany, o jakich mówię, ponadto ujawnia się też ukryty charakter tych zmian. Sytuacja w kwestii ataków wygląda tak samo jak u zwykłych oponentów, jednakże na znacznie większą skalę. Walka z cięższymi bossami bywa festiwalem uników, tańcem, w którym gracz może co najwyżej raz na jakiś czas tupnąć nóżką i dokonać prostego ataku. Nie poszło to w dobrą stronę. Udało mi się jednak wydedukować powód tej decyzji. Była nim… teatralność. Dokładnie rzecz ujmując widowisko, jakie towarzyszyło tym walkom i uczta zmysłów, jaka miała być nam serwowana. Ponownie, nie jest to nic złego, powiem więcej, jest to coś, czego wręcz wypadałoby oczekiwać. Jednak nie w takim stopniu. Granice smaku teatralności były idealne przy Malenii, Malikethcie, czy też Isshinie z Sekiro. Wszystkie te trzy walki miały w sobie jej bardzo dużo, jednak nadal dawały poczucie, że gramy w grę, a nie oglądamy przedstawienie czy film.

Grzech drugi: nieumiarkowanie

Kolejnym znaczącym problemem dodatku jest jego świat. Nie jest to grzech nowy, był częścią podstawowej wersji gry. Jednak biorąc pod uwagę fakt, iż mapa dodatku jest o wiele mniejsza, liczyłem na rozwiązanie tego problemu. Przechodząc do meritum: jest nim piękny, niesamowicie pusty, ale nudny świat. Poza niektórymi momentami krainy, jakie przemierzamy, nie mają nic ciekawego do zaoferowania. Niekiedy pustka nie jest aż tak doskwierająca jak na początku gry, niekiedy w ogóle jej nie czuć (lokalizacja wężowego jegomościa), a niekiedy jest wręcz gorsza niż w zimowym biomie podstawowej wersji gry. Wiadomo, ciężko byłoby pokazać widowiskowe duże połacie terenu, ograniczając mocno ich ilość (ponownie wkracza teatralność), ale da się to zrobić. Po prostu w mniejszej ilości.

Shadow of Erdtree

Grzech trzeci: lenistwo i niestałość w uczuciach

Cóż tu dużo mówić skoro wystarczy jedno słowo. Optymalizacja, Optymalizacja, która leży i kwiczy. To nie tylko problem słabszego sprzętu, tylko problem globalny występujący nawet w high endowych komputerach. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że wraz z aktualizacjami sprawa została lekko naprawiona. Nadal nie jest to jednak stan idealny. W patchach jednak nie zmieniały się jedynie rzeczy związane z optymalizacją gry. Zmieniał się też między innymi jej poziom trudności. Tylko nie tędy droga, cóż z tego, że dostanę mniej obrażeń, a zadam przeciwnikowi więcej? W gruncie rzeczy to nie to było problemem walk, a taką metodą próbowano ją naprawić. Zdecydowanie wolałbym, aby FS zostało w tym przypadku przy swoim bazowym planie i nie zmieniało w tej kwestii zupełnie nic. Może zapachniała tu lekką hipokryzją, ale w głębszej warstwie rozważania sprawy ma to sens. Wytłumaczenie tej opinii znajdziecie w następnym akapicie.

Shadow of Erdtree

Pokuta

Oczywiście całość dodatku nie jest jakaś koszmarna. Wszystkie wymienione wcześniej przeze mnie elementy, nie są na poziomie szamba. Po prostu są poniżej poziomu, do jakiego przyzwyczaiło mnie to studio. Na pochwałę zasługuje między innymi świetna fabuła, lore’owe rozwinięcie wielu kwestii oraz świetna muzyka. W połączeniu z wcześniej wymienionymi przeze mnie elementami dostajemy dodatek przeciętny i nic ponadto. Mimo tego nie nazwałbym Shadow of the Erdtree sztywnym produktem. Nadal jest to dzieło tworzone z sercem i miłością. Co więcej, istnieje pewien znaczący powód, przez który nie powinniśmy całkowicie krytykować tego dodatku. Ostatecznym celem Miyazakiego w jego grach, jest stworzenie RPG’a idealnego. Nie da się dojść do ideału bez prób i zbierania opinii. Czasem trzeba postawić krok do tyłu, aby zrobić dwa do przodu. Z taką pozytywną myślą rozgrzeszam FromSoftware, a za pokutę daje im wyciągnięcie wniosków i kontynuacje swoich marzeń.

Shadow of Erdtree