Cyberkruki

Strumień myśli o popkulturze

Gry Recenzje

CAT Interstellar: Recast — nieudana misja kosmiczna

Wszystkie gry-wędrówki, w jakie grałem, pozostawiły coś po sobie w moim sercu. Firewatch sprawił, że moim marzeniem jest (kiedy wszystko w moim życiu pójdzie nie tak) wyjechać do lasu i zostać tam strażnikiem. Night in the Woods uświadomiło mi, żeby zawsze być na baczności, będąc nocą w lesie. ABZÛ spotęgowało moją miłość do podwodnych środowisk i tamtejszej fauny oraz flory. The Stanley Parable na zawsze odmieniło mój sposób patrzenia na świat. Co w takim razie pozostawiło po sobie CAT Interstellar: Recast? Przetrawione resztki obiadu na klawiaturze.

CAT Interstellar robi(łby) duże wrażenie.

Słowem wstępu — CAT Interstellar: Recast to ta sama gra co CAT Interstellar z 2017 roku. Z taką różnicą, że odświeżona wersja jest postawiona na Unreal Engine 5. Powiem szczerze, że gdyby gra na każdym kroku tego nie przypominała, to nawet nie byłbym tego świadomy. Pomimo tego, że gra teoretycznie wygląda ładnie, co widzicie na screenie powyżej, to w rzeczywistości prezentuje się okropnie. Jak miałbym opisać oprawę graficzną tytułu, to powiedziałbym, że jest surowa. Wystarczy, że się poruszymy, a cała magia ładnej grafiki znika. Pomimo najwyższych ustawień graficznych, gra w ruchu wygląda, jakbyśmy mieli wadę wzroku i zapomnieliśmy okularów. Nie wspomnę już o fatalnej optymalizacji, która sprawia, że gra jest po prostu niegrywalna. Żeby było zabawniej, działa tak samo źle na najniższych i najwyższych ustawieniach.

To nawet trochę smutne

Fabuła? Takie coś istnieje?

Tak jak wspomniałem na samym początku, CAT Interstellar to gra-wędrówka. Jednak nie ma ona absolutnie NIC do zaoferowania. Fabuła tutaj jest taka, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Jesteśmy dronem, mamy poruszać kilka przedmiotów, potem spadamy do jaskini, z której musimy się wydostać, ale nam się nie udaje. Koniec. Naprawdę.

Tytuł posiada w wersji Recast dodatkowy rozdział, w którym możemy grać kotem. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że poruszanie się tym futrzakiem jest niesamowicie popsute. Jest ono tak złe, iż po 2 minutach rozgrywki po prostu nie wytrzymałem, wyłączyłem grę, odinstalowałem i schowałem w odmętach biblioteki Steama, żeby nikt się nie dowiedział, że kiedykolwiek miałem z tym styczność.

Tak właśnie się czułem grając w tytuł

Test silnika

Przez całą moją godzinną „przygodę” z grą (tak, grę można skończyć w mniej niż 60 minut), moje jedyna myśl była taka, że po prostu testuje silnik. Testy oświetlenia, fizyki, zniszczeń, budowy świata — na tym wszystkim opierały się nasze zadania w grze.

Nawet cena gry na Steamie sugeruje, żeby nie traktować jej jak zwykłego tytułu. No bo jaką inną grę kupisz za 3 zł bez przeceny?

Jeśli ktoś chce sprawdzić, jak na jego sprzęcie będzie sprawował się Unreal Engine 5 albo nie wierzy w moje obrzydzenie tytułem, to zachęcam do kupna. Całej reszcie odradzam jakiegokolwiek zainteresowania tytułem. Najlepiej uczyć się na czyiś błędach, tak więc nie powtarzajcie mojego złego growego wyboru.